Z dnia na dzień zwolniono ze stanowiska dyrektora Departamentu Informacji MSZ Pawła Dobrowolskiego, który przedtem, wraz z dymisją min. Stefana Mellera, sam zrezygnował z funkcji rzecznika MSZ. Tym razem jednak przyczyna była inna. W rutynowym przeglądzie prasy zagranicznej – publikowanym na witrynie internetowej ministerstwa – ukazało się streszczenie artykułu z niemieckiego dziennika „Der Tageszeitung”. Artykułu, co tu mówić, niegrzecznego, złośliwego, a nawet ośmieszającego prezydenta Kaczyńskiego i jego brata. Takie tam były kwiatki: „Niemiecka opinia publiczna nie wierzyła własnym oczom: oto polski prezydent nie sięga niemieckiej głowie państwa do kolan, na targach książki nie zwraca nań uwagi, a niemieckiej kanclerz podaje, stojąc, »przednią łapę«”, „Księżyc (aluzja do filmu „O dwóch takich...”) jest im zdecydowanie bliższy niż Niemcy czy Rosja”. „Dowiedli, że są czyści z przodu i z tyłu”. Dobrowolski więc poleciał, bo – jak się można domyślać – „dopuścił do publikacji”. Wiadomo, przełożony mianuje i zwalnia, jak chce, nie takie rzeczy w MSZ widziano. Ale na przyszłość co robić? Placówki dyplomatyczne, które takie artykuły mają obowiązek przekazywać centrali – lepiej niech sortują to, co posyłają? Albo – niech posyłają wszystko, żeby MSZ wiedział, co o nas piszą, ale w Warszawie niech będzie cenzura, żeby ograniczyć szkody? Albo – najlepiej – zdjąć ten przegląd prasy z witryny MSZ. Ostatecznie, co ta zagranica wie? A naśmiewać się z dostojników państwowych – na pewno nie ma powodu.