Wolny świat, zderzony z morderczą determinacją niewielkiej liczebnie grupy szaleńców, okazał się bezradny i bezbronny. Czy oznacza to, że będziemy musieli pożegnać się z częścią naszej wolności, zacząć żyć inaczej, według nowych rygorów wzajemnej nieufności? Gdzie przebiega granica naszych ustępstw wobec zasianego terrorem strachu?
Dlaczego zawiódł wywiad
Pytanie pierwsze i podstawowe: jak to było możliwe, by akt terroru o tak ogromnych rozmiarach, wymagający wielu miesięcy przygotowań i wieloosobowej grupy, w tym licznych cudzoziemców, nie został wykryty przez amerykańskie służby wywiadowcze? Choć to kolosalne fiasko amerykańskiego wywiadu będzie zapewne przez długi czas przedmiotem dociekań i sporów – pewnie także zmian kadrowych i reorganizacji – nie dla wszystkich było ono kompletnym zaskoczeniem.
Słyszeliśmy od zawsze, że amerykański system służb wywiadowczych nie ma sobie w świecie równych. Szpiegostwem i walką z terroryzmem zajmuje się w USA 13 niezależnych od siebie (a często konkurujących ze sobą) rządowych agencji oraz około 50 mniejszych organizacji, których łączny budżet sięga 30 mld dolarów. Są wśród nich dobrze znane: Federalne Biuro Śledcze i Centralna Agencja Wywiadowcza, lecz również mniej znana, choć dwukrotnie większa od CIA, Narodowa Agencja Bezpieczeństwa (National Security Agency – NSA), która sama wydaje rocznie na elektroniczny nasłuch 4 mld dolarów. W dobie elektronicznej komunikacji agencje te wykorzystują w swej działalności najnowocześniejsze zdobycze techniki. Z imponującymi, na pozór, wynikami. Dumą NSA jest gigantyczny globalny satelitarny system elektronicznego podsłuchu, zwany Echelon, który jest w stanie przechwytywać w ciągu każdej godziny 2 mln e-maili i podobną liczbę wędrujących w eterze faksów czy rozmów prowadzonych przez telefony komórkowe bądź przewodowe (patrz rysunek).