Archiwum Polityki

Kto nie z nami

Ameryka w patriotycznym zrywie szuka słusznej pomsty. Zapowiedziała odwet już w dniu ataku na Manhattan i Pentagon – i musi go dokonać. Wielkie okręty, samoloty, tysiące żołnierzy USA szykują się do uderzenia. Ale gdzie, kiedy, przeciw komu, jakimi siłami i z jakim skutkiem? Sojusznicy Stanów Zjednoczonych mają z tym nie mniejszy kłopot niż sama Ameryka.

Wszyscy znają amerykański film „W samo południe”. Samotny szeryf Will Kane przed trudną przeprawą zbiera sojuszników. Na filmie wielu mieszkańców miasteczka, nawet ludzi dobrej woli, wymówiło się pod różnymi pretekstami. Tym razem, w realnym świecie, prezydent George Bush nie pozostawia nikomu wyboru: Kto nie jest z nami – jest z terrorystami. Colin Powell, szef amerykańskiej dyplomacji, montujący koalicję międzynarodową do walki z terrorystami, naliczył już 80 krajów, które zadeklarowały Waszyngtonowi pomoc i poparcie. Jednak w samo południe, w tej godzinie próby, będą potrzebne nie deklaracje, a działania. Wtedy się okaże, jaki ogon ciągną za sobą kraje, które na wyrywki zapisują się dziś do proamerykańskiej koalicji.

W najczarniejszych godzinach europejskiej historii Ameryka stanęła przy nas. Dziś my stajemy przy Ameryce. Taki rachunek każdy Europejczyk rozumie. Kwiaty i znicze przy ogrodzeniu ambasady USA w Warszawie, świeczki w oknach mieszkańców Polski dobitnie o tym świadczą. Toteż Sojusz Atlantycki szybko sięgnął po fundamentalny artykuł 5 swego traktatu założycielskiego („wszyscy za jednego”) i zadeklarował pełną solidarność z Ameryką. Artykuł 5 wspomina o możliwości zbrojnego wsparcia, ale nie zobowiązuje sojuszników do automatycznego użycia siły. To sami Amerykanie w 1949 r. przeciwni byli daleko idącym zobowiązaniom, bo nie chcieli dać się wciągnąć w jakąś awanturę – twierdzi prof. Luc De Vos z Królewskiej Szkoły Wojskowej w Brukseli. Dziś role się odwróciły: to europejscy sojusznicy – w pełni solidarni – nie mogą dać Ameryce carte blanche na jej operacje. Powstała więc paradoksalna sytuacja: jesteśmy solidarni, ale jeszcze nie wiemy z czym, bo Ameryka tego nie ogłosiła. A Ameryka nie ogłosiła, bo trudno publicznie dyskutować o planowanych uderzeniach wojskowych.

Polityka 39.2001 (2317) z dnia 29.09.2001; Świat; s. 16
Reklama