Kilka lat temu telewizja zdecydowała się na krok zaiste odważny i postanowiła wskrzesić „Stawkę większą niż życie”. A ponieważ wreszcie wyszło na jaw, że Hans Kloss (po naszemu Janek Kluska – proszę sprawdzić w słowniku) był zdrajcą, bo pracował dla radzieckiego wywiadu i niemal osobiście narzucił Polakom jałtańskie jarzmo, emisję kolejnych odcinków poprzedzała prelekcja historyka tłumaczącego, jak to było naprawdę.
Wydawało się więc, że J-23 ostatecznie zdemaskowany zginie w niesławie, tymczasem nic z tego. Starczyło kilku mgnień wiosny i oto odbyły się Pierwsze Otwarte Mistrzostwa Polski w Nieustającym Oglądaniu „Stawki większej niż życie”, a mistrzem okazał się wrocławski młody uczony, który bezbłędnie odpowiedział na 250 pytań dotyczących serialu. Przygód naszego człowieka w Abwehrze można było wysłuchać w radiu, wznowiono także komiks narysowany w 1971 r. (pierwszy numer „Wiem, kim jesteś” sprzedał się na pniu).
Wszechogarniająca „kluskomania” pokazywała też istotną zmianę, jaka dokonała się u nas w ostatniej dekadzie. W PRL mieliśmy popularnych bohaterów, zaś mechanizmy przemysłu rozrywkowego z systemem promocji i reklamy jawiły się jako egzotyczne. Dziś koło zamachowe show-biznesu pracuje intensywnie, za to brakuje współczesnych idoli mogących stawić czoła kapitanowi J-23. Modę na Klossa chciał wykorzystać Władysław Pasikowski i, co zakrawa już na pewną perwersję, skrzyżować agenta z Indianą Jonesem, ale wtedy do kontrataku ruszyli twórcy scenariusza „Stawki”. Andrzej Szypulski i Zbigniew Safjan oświadczyli, że Kloss należy do nich i wzniecili w ten sposób dyskusję nad prawami do posługiwania się wizerunkami popularnych postaci.