Krystian Lupa opublikował w wydawnictwie W.A.B. dziennik intymny, „Labirynt”. Zapiski wybitnego reżysera, scenografa i pedagoga pochodzą z lat 1990–2000. Te poetyckie opowieści o mikrokosmosie dzieciństwa, o doświadczeniu cielesności i płci mogą stanowić dodatkowe źródło wiedzy o jego wyobraźni i twórczości teatralnej.
Krystian Lupa: Na początku miała być powieść. Nawet tytuł już był: „Klasztor nasłuchujących”… Miała to być opowieść o osobliwej grupie mieszkającej w starym bastionie, sposobem życia i duchowymi ćwiczeniami dążącej do spełnienia (głębszego i konsekwentniejszego) symbolicznej figury, idei klasztoru… Długo by mówić… Miała to być raczej analiza mechanizmów destrukcji tej idei… A ideą było mniej ni więcej: zapis Nowej Apokalipsy… No tak… Pisałem szkice, teksty okrążające, coraz łatwiej i coraz prawdziwiej szło mi z tekstami niezwiązanymi bezpośrednio z powieścią i zresztą szła za tym i zmieniała się w trakcie pisania perspektywa autorska. Coraz bardziej pociągało mnie przekraczanie granic, rozlewanie formy i rygorów narracji. Niech to się zatraca w jakimś innym życiu... W końcu powieść zniknęła zupełnie, a pisanie pozostało.
Żaden z tekstów zamieszczonych w „Labiryncie” nie był zamierzony jako opowiadanie. Za każdym razem była to jakaś inspiracja, jakiś problem, jakieś zdarzenie dające do myślenia… Nie traktuję ich jako wypowiedzi poetyckich. Poetyckich? W ogóle nie uświadamiam sobie, że jest to jakaś „poezja”… Chodzi mi tylko o to, żeby sprostać językiem kształtom wyobrażeń. Temu co tkwi w nas jako duchowy obraz. Wspomnienie. Zalążek myśli. Przed- lub podmyślowe przeczucie. Czy te doświadczenia pisarskie miały jakiś wpływ na moją twórczość teatralną?