Archiwum Polityki

Cena tragedii

Gdy 17 września po najdłuższej przerwie w swej historii ruszyła giełda nowojorska i Dow Jones stracił w ciągu jednego dnia ponad 7 proc. swej wartości, stało się oczywiste, że nadwerężone zaufanie i poczucie niepewności popycha amerykańską gospodarkę ku pierwszej od 10 lat recesji. Jedyna dziś lokomotywa światowej gospodarki porusza się niezbyt energicznie, co nikomu nic dobrego nie wróży.

Jeśli przyjąć pierwsze po katastrofie notowania amerykańskiej giełdy za barometr nastrojów i prognoz, to ucierpiał praktycznie każdy sektor gospodarki. Szczególnie dotkliwe straty odnotowały linie lotnicze i przemysł ubezpieczeń. Fortuny tych dwóch sektorów splatają się zresztą w tym przypadku silniej niż kiedykolwiek w przeszłości.

Zamknięcie na dwa dni strefy powietrznej Stanów Zjednoczonych dla cywilnego lotnictwa, obawa przed podróżami samolotem w połączeniu z nowymi ostrymi rygorami dotyczącymi bezpieczeństwa lotów, kosztowały amerykańskie linie lotnicze blisko miliard dolarów w niespełna tydzień. Dla sektora, który miał bardzo niskie marże zysku i który już wcześniej zaczął odczuwać skutki zwolnionych obrotów gospodarki, oznacza to, że jeśli rychło nie nadejdzie pomoc rządowa, wkrótce 100 tys. pracowników linii lotniczych straci pracę, a 750 samolotów pasażerskich powędruje do hangarów. Nawet jeśli American i United wybrną z prawnych tarapatów i rząd wesprze je finansowo, to sam fakt, że odprawa pasażerów potrwa w przyszłości o 30 minut dłużej, oznacza, że samolot będzie mógł dokonać pięciu, a nie jak dotąd sześciu dwugodzinnych przelotów dziennie, że spadnie wydajność i zwiększą się koszty operacji.

W większości krajów za bezpieczeństwo portów lotniczych odpowiada albo lotnisko, albo rząd. W Stanach płacą za to linie lotnicze, które próbowały oszczędzać zatrudniając nisko wykwalifikowaną i kiepsko opłacaną obsługę. Kilka lata temu Robert Crandall, ówczesny prezes American Airlines, proponował utworzenie narodowej, nie nastawionej na zysk, korporacji odpowiedzialnej za bezpieczeństwo lotnisk. Skończyło się na postulacie – idea kłóciła się z duchem czasu, kiedy to starano się za wszelką cenę ograniczyć rolę rządu do absolutnego minimum, upatrując w instrumentach rynku i motywie zysku panaceum na wszystkie problemy.

Polityka 39.2001 (2317) z dnia 29.09.2001; Gospodarka; s. 69
Reklama