Archiwum Polityki

Męczennik jest zmęczony

Legendę arcybiskupa Stanisława Wielgusa buduje w Lublinie fakt, że z wielką godnością przeszedł on swoje lustracyjne piekło na ziemi. Stąd wiara, że może jeszcze wróci do kościelnych zaszczytów.

Ojciec Tadeusz marzył, by zmartwychwstanie nastąpiło podczas pielgrzymki Rodzin Radia Maryja do Częstochowy przed dwustutysięcznym tłumem.

Chodziło o to, by dysponenci mediów i ich najemnicy – jak nazywa dziennikarzy – którzy siedem miesięcy temu uśmiercili cywilnie jednego z największych autorytetów współczesnego Kościoła, teraz mogli, za sprawą ojca dyrektora, zobaczyć jego triumfalny powrót do życia publicznego.

I ojciec Tadeusz mógłby wtedy powtórzyć, że choć wrogowie Kościoła zacierali ręce, to nie udało im się ukamienować arcybiskupa Wielgusa. Na nic zdały się sądy kapturowe, fałszywe dowody, bezczelność historyków, ryk dziennikarskiego stada ani współczesnej odmiany księży patriotów.

Lincz się nie udał, choć przy okazji podeptano dziedzictwo Jana Pawła II, wiarygodność Benedykta XVI i ośmieszono Polskę.

– Wiem, nieoficjalnie, że był przygotowywany come back arcybiskupa – mówi ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, autor książki „Księża wobec bezpieki”.

– Podczas pielgrzymki chciano go pokazać jako męczennika.

Ten wielki powrót miała utorować arcybiskupowi seria artykułów w należącym do koncernu księdza Rydzyka „Naszym Dzienniku”. Tam od połowy czerwca codziennie pisano, że oskarżanie Stanisława Wielgusa o współpracę z SB to wielka mistyfikacja.

Zdaniem adwokata Marka Małeckiego, który przygotowuje się do procesu lustracyjnego arcybiskupa, nawet przez moment nie planował on udziału w pielgrzymce.

– Środowisko Radia Maryja prowadzi jakąś grę – mówi mecenas Małecki. – Ale jemu to niepotrzebne. Zależy mu na świętym spokoju i by hałas wokół jego osoby był jak najmniejszy.

Dlatego zaszył się w Lublinie.

Polityka 30.2007 (2614) z dnia 28.07.2007; Kraj; s. 26
Reklama