Archiwum Polityki

Dzień dobry i good bye, NRD

Berlińska wystawa miała opowiedzieć o życiu partyjnym i codziennym komunistycznej NRD. Czegoś na niej jednak brakuje.

Obraz Wolfganga Mattheuera „Dzień dobry” można obejrzeć na wystawie w Niemieckim Muzeum Historycznym (DHM) „Dyktatura partyjna i życie codzienne w NRD”. Dziwny to obraz. Całej galerii w honeckerowskim pałacu przyświecało sformułowane przez środowisko artystyczne absurdalne motto: „Czy komunistom wolno marzyć?”. Jakby nie wiedzieli, że ten, kto pyta o coś takiego, jest już martwy.

Mattheuer, najbardziej renomowany malarz enerdowski, pokazał młode małżeństwo z synkiem idące na wycieczkę do lasu. Twarze zacięte, chłopiec chce sobie postrzelać z łuku. Z prawej płot z podejrzliwym strażnikiem, a za nimi przemysłowe miasto – dymią kominy, wyrwy po kopalni odkrywkowej, puste ulice. Oficjalnie obraz interpretowano jako wyraz poczucia bezpieczeństwa i szczęścia w socjalistycznym życiu. Ale można też wyczytać inne przesłanie: młodzi ludzie odwracają się plecami od republiki i przemykając się koło granicznych płotów, szukają szczęścia na własną rękę.

Zaraz po rozwianiu się NRD zaczęto w Niemczech przemyśliwać, jak umuzealnić ten epizod niemieckiej historii.

Dziś przy dawnym przejściu granicznym Checkpoint Charlie można obejrzeć muzeum muru berlińskiego, świadectwo represji i ucieczek z NRD do RFN. W Poczdamie można zwiedzić oryginalną placówkę NKWD. W Berlinie więzienie i biura Stasi. Są też prywatne czy społeczne muzea ostalgiczne, w których organizatorzy zapraszają do rozgoszczenia się w Trabancie lub rozprostowania nóg w ciasnych fotelach typowej enerdowskiej sali kinowej. Wschodnioniemiecka telewizja co jakiś czas organizuje masowe wywoływanie enerdowskich duchów. Przebiera Katarinę Witt w niebieską koszulę FDJ i przypomina przeboje Franka Schöbla – enerdowskiego Elvisa czy Die Puhdys – enerdowskich Bea-tlesów.

Polityka 30.2007 (2614) z dnia 28.07.2007; Świat; s. 44
Reklama