Archiwum Polityki

Z kogo się śmiejecie

Jednym z mitów, które pozwoliły nam przetrwać nie najlepsze dziesięciolecia, było przeświadczenie, że Polska to jest najweselszy barak w całym obozie krajów demokracji ludowej, a Polak błyskotliwością i finezją dowcipów przewyższa wszystkie inne nacje. W dobrym mniemaniu o sobie podtrzymywały nas elitarne kabarety, przynajmniej jedno pismo satyryczne, kilka programów rozrywkowych w radiu i telewizji oraz tzw. kawały, podawane z ust do ust, niepodlegające cenzurze ani żadnym innym ograniczeniom. W nowych czasach okazać się miało, że nasze poczucie humoru bynajmniej wyjątkowe nie jest: w rozrywce chętnie przejmujemy standardy ogólnoświatowe, nadając im jedynie lekko swojski charakter, czego dowodem są telewizyjne sitcomy. Nie lepiej dzieje się na estradzie, gdzie wprawdzie wciąż pojawiają się dawni ekwilibryści aluzji i paradoksów, ale budzą jednak już tylko uśmiech politowania. Natomiast nowi idole satyry zapełniają hale sportowe, opowiadając dowcipy rodem z podkultury disco polo. Nawet 1 kwietnia stał się jednym z najsmutniejszych dni w roku, o czym wkrótce się przekonamy, czytając primaaprilisowe dowcipy.

Największą karierę w kawalarstwie III RP zrobiły głupie blondynki, na temat których do dziś powstają nowe dowcipy, czasami nawet śmieszne, lecz mało oryginalne. Są to bowiem najczęściej kalki dawnych kawałów o milicjantach, które z kolei korzystały z fabularnej struktury tzw. polish jokes, czyli amerykańskich dowcipów o kretyńskich Polakach.

Jak pokazuje historia najnowsza, rodacy śmiali się najchętniej wtedy, gdy śmiać się nie było wolno. Dzisiaj, kiedy nie ma jakichkolwiek przeszkód, poczucie humoru wyraźnie zawodzi. Starsi mieszkańcy RP być może jeszcze pamiętają odległe czasy, gdy w pewnym towarzystwie mówiło się Mrożkiem, Gombrowiczem czy kabaretem Pod Egidą, tak jak współcześnie mówi się Dańcem czy Kiepskimi. Tu zaszła istotna zmiana.

Kabaret polityczny

Kiedy w 1996 r. OBOP spytał swych respondentów, jakie grupy zawodowe najbardziej nadają się do krytycznych żartów, ci odpowiedzieli, że zdecydowanie na pierwszym miejscu stawiają polityków. Niestety, słynne w PRL kawały polityczne to forma w stanie zaniku. Parę lat temu ogłosiliśmy konkurs dla czytelników na dowcip o tematyce politycznej, lecz szybko zaniechaliśmy pomysłu, gdyż plon nie wzbudzał zachwytów. Jedno z wydawnictw chciało swego czasu wydać „Dowcipy o Kwachu”, lecz nie mogło zebrać odpowiedniej liczby kawałów, mimo że obiecywało dawcom pokaźne nagrody. Ten rodzaj humoru pokazuje się regularnie tylko w pismach mających wyraźne cele polityczne: i tak gazety prawicowe piszą niezmiennie o „różowych hienach”, natomiast „Nie” wyśmiewa polityków prawicowych oraz polski kler, czasem tylko lekko pieszcząc za bardzo liberalnych ludzi lewicy. Umarł dowcip bezinteresowny.

Nasi politycy potrafią jednak ośmieszać się sami. Jeżeli potraktowalibyśmy ich roboczo jako ludzi robiących w satyrze, to, idąc dalej, można by dokonać podziału według emploi.

Polityka 13.2001 (2291) z dnia 31.03.2001; Raport; s. 3
Reklama