Archiwum Polityki

Hiszpan wśród dzikich

Siedzę na głazach pośrodku wioski Indian Yanomami Coromoto. Na wprost mnie szybko płynie rzeka, woda podniosła się w niej tak bardzo, że zalała wielkie kamienie, po których w zeszłym roku trzeba było się wspinać na brzeg. Dookoła – piętnaście chat. Prawie wszystkie opuszczone.

Przywódca wioski Guillerme wraz z całą wsią – łącznie z kobietami i dziećmi – dziesięć dni temu wyruszył do dżungli, żeby założyć tam tymczasowy obóz. W Coromoto zaś pod jego nieobecność rozegrano dramat w obsadzie indiańsko-europejskiej.

Pewien Hiszpan zebrał od sponsorów kilka tysięcy dolarów po to, by kupić nowy silnik do łodzi i podarować go Indianom Yanomami. Przyjechał do Wenezueli. Przypłynął do wioski Coromoto. Miał pecha, bo Guillerme wraz ze wszystkimi ludźmi znikł już w dżungli. Hiszpan jednak miał misję do wykonania. Wyruszył więc na poszukiwania jakichkolwiek Indian, którzy mogliby chwilowo zasiedlić wioskę i odebrać od niego prezent. Znalazł ich pół godziny później i szczęśliwym trafem byli to nie tylko Indianie Yanomami, ale ci, którzy kiedyś w Coromoto mieszkali wraz z Guillerme.

Jak normalnie żyją Indianie? Naprawiają łuki, plotą kosze, montują strzały, rozcierają maniok, pieką kasawę, łowią ryby. Czasem leżą w zniszczonych hamakach. Czasem zaś wyruszają na polowanie głębiej w dżunglę. Do tego nie potrzeba specjalnego stroju, zazwyczaj więc chodzą prawie nago, a części garderoby, które posiadają – szorty albo koszulki – są mocno zużyte. Po co przyjechał Hiszpan? Żeby podarować silnik do łodzi. Ale przecież nie miał go podarować jakimś obdartusom, tylko dzikim, egzotycznym Indianom Ameryki Południowej, do których z takim poświęceniem wędrował przez wiele dni (a ściśle mówiąc: dni sześć, leżąc na łodzi z kawałkiem moskitiery na twarzy).

Indianie zrozumieli. Dwie godziny później Coromoto stało się najdzikszą osadą nad Orinoko. Przywódca Enrique, pomalowany na czerwono i w kolorowych pióropuszach, kierował całym przedstawieniem. Wszyscy przystroili się w pęczki liści, kwiatów i ozdoby z piór. Zwyczajem yanomańskim także wymalowali się czerwonym barwnikiem onoto, którego krzak rósł na skraju wioski.

Polityka 13.2001 (2291) z dnia 31.03.2001; Świat; s. 50
Reklama