Archiwum Polityki

W 3,5 godziny dookoła świata

Podróż samolotem ma wreszcie stać się przyjemna. Podczas lotu można będzie na przykład oddać dziecko do specjalnego przedziału, żeby w spokoju posurfować sobie w Internecie albo zdrzemnąć się wygodnie na leżance. Loty zapewne będą trwać znacznie krócej niż dzisiaj.

Jeszcze w połowie lat dziewięćdziesiątych przewidywano, że w 2006 r. na niebie pojawią się samoloty poruszające się z prawie trzykrotną szybkością dźwięku, czyli ponad 3600 km/h. Podróż z Londynu do Nowego Jorku miała trwać zaledwie 2–2,5 godziny, czyli mniej niż jazda pociągiem z Warszawy do Krakowa. Część specjalistów od prognoz rozwoju lotnictwa twierdziła wówczas, że istnieje ogromne zapotrzebowanie na tego typu maszyny. Chłonność rynku w pierwszych latach XXI wieku oceniano na 500, a nawet 1000 takich samolotów. Były to jednak błędne analizy. Dlaczego? Wówczas wydawało się, że jedyne naddźwiękowe samoloty pasażerskie – słynne Concorde’y, które planowano do 2010 r. wycofać z użycia, znajdą swych następców – jeszcze szybszych i większych. Tymczasem historia tych maszyn, słusznie zresztą uznawanych za jeden z cudów XX-wiecznej techniki, raczej wskazuje, iż stanowią one ślepy zaułek w ewolucji lotnictwa pasażerskiego.

Kosztowna nowa era

Concorde do dzisiaj przykuwa uwagę swoim futurystycznym kształtem. Jest niewątpliwie symbolem pewnej epoki – czasów, w których powstawały najbardziej spektakularne dzieła techniczne XX wieku. To właśnie w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ludzie lądowali na Księżycu, wysyłali sondy na Marsa, budowali promy kosmiczne oraz konstruowali samolot pasażerski, który miał przekroczyć barierę dźwięku. Zabrali się za to jeszcze w latach pięćdziesiątych Rosjanie, Amerykanie, Brytyjczycy i Francuzi. Wkrótce jednak na placu boju pozostali właściwie tylko dwaj ostatni (jeśli nie liczyć Rosjan, którzy nieudolnie skopiowali Concorde’a i nazwali go TU-144).

Prototyp Concorde’a powstał w 1967 r.

Polityka 36.2001 (2314) z dnia 08.09.2001; Społeczeństwo; s. 76
Reklama