Lech Kaczyński, krótkotrwały minister sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka, wniósł był do Sądu Najwyższego kasację w sprawie braci Kowalczyków, którzy w 1971 r. wysadzili aulę Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Opolu, za co otrzymali drakońskie wyroki. Jerzy Kowalczyk skazany został na karę śmierci i wyrok ten został utrzymany w następnej instancji. Dopiero Rada Państwa w trybie łaski zmieniła wyrok na 25 lat więzienia.
Skarga kasacyjna, podpisana przez Lecha Kaczyńskiego, została odrzucona przez Sąd Najwyższy, ponieważ przygotowana była w sposób urągający normom prawnym.
Lech Kaczyński oświadczył wówczas, że podpisał dokument nie czytając go i z całym spokojem stwierdził: „Cóż, praktycznie niemożliwe jest dokładne czytanie wszystkich dokumentów ministerstwa”.
Otóż jest to nie tylko możliwe, ale należy do podstawowych obowiązków każdego urzędnika. Gdyby Lech Kaczyński był Japończykiem, pozostawałoby mu jedynie dokonanie sepuku. Na szczęście dlań nie jest, więc nadal będzie nas pouczał, czym jest prawo i sprawiedliwość.