Seria fotograficznych portretów w październikowym numerze „Vogue” wywołała zrozumiałą sensację. Zdjęcia grającej na fortepianie czarnoskórej piękności w długiej wieczorowej sukni przedstawiały doradczynię prezydenta Busha ds. bezpieczeństwa narodowego Condoleezzę Rice. Lekcje gry na pianinie pani Rice pobierała od trzeciego roku życia, a kiedy miała lat pięć, koncertowała z zespołem kameralnym. Ameryka nie miała jeszcze takiego szefa Rady Bezpieczeństwa Narodowego (National Security Council). Rzecz jasna chodzi nie tylko o uzdolnienia muzyczne. Organem tym, stanowiącym część struktury Białego Domu i wypracowującym strategię polityki zagranicznej USA, kierowali zawsze mężczyźni i to prawie zawsze biali – jedynym wyjątkiem od tej ostatniej reguły był pod koniec lat 80. obecny sekretarz stanu Colin Powell. Niezwykły awans stosunkowo młodej, bo zaledwie 46-letniej, kobiety do ścisłego kierownictwa ekipy Busha po wyborach w 2000 r. mógł zaskakiwać także dlatego, że poprzednio była ona jednym z wielu urzędników średniego szczebla przy 1600 Pensylvania Ave. Awansując Condi Rice – komentowano w stolicy – Bush chciał poprawić swoje mizerne notowania wśród Afroamerykanów. Ale kariera szefowej NSC nie miała wiele wspólnego z punktami za pochodzenie. W Waszyngtonie nikt nie kwestionuje jej kompetencji, wysokiego kalibru intelektualnego i politycznych kwalifikacji.
Prymuska spogląda na Rosję
W szkole przeskoczyła dwie klasy, stale otoczona w domu książkami, a mimo to miała jeszcze czas, aby – oprócz gry na pianinie – opanować sztukę tańca klasycznego i figurowej jazdy na lodzie i to na profesjonalnym poziomie. W wieku 15 lat rozpoczęła naukę na Uniwersytecie w Denver planując studia muzyczne, ale szybko doszła do wniosku, że nie zostanie Mozartem.