Znany popularyzator muzyki Bogusław Kaczyński udzielił ostatnio obszernego wywiadu „Trybunie”, kreśląc przygnębiający obraz sytuacji w warszawskich instytucjach muzycznych. Krótko, ale dosadnie rozprawia się zatem z teatrem Roma, uważając, że go zrujnowano, choć za czasów jego dyrektorowania była to placówka kwitnąca. Ciekawe, że ten kwitnący teatr pozostawił Kaczyński z długiem 2,8 mln zł, który jego następca z mozołem spłaca po dziś dzień (zostało jeszcze 400 tys.). O tym fakcie w wywiadzie dyskretnie się nie wspomina. Ostrze krytyki kieruje Kaczyński w stronę Teatru Wielkiego. Cóż tam się wyprawia? Zamiast oper tylko rauty, bankiety i bale, podczas których „wódka leje się strumieniami także na piękne teatralne parkiety, a sprzątaczki bladym świtem wyciągają drzemiących za sedesem biesiadników”. Słowem „teatr obraca się w ruinę”. Powszechnie wiadomo, że Kaczyński od wielu lat marzy o objęciu dyrekcji największej sceny operowej w kraju. Nie ukrywa tego zresztą także w wywiadzie dla „Trybuny”. I pewnie w myśl zasady, że cel uświęca środki. Ten elegancki i o wytwornych manierach ulubieniec telewidzów bez skrupułów obrzuca innych błotem. Lepiej uważać, bo można sobie zabrudzić ręce, muszkę i reputację.
Polityka
51.2001
(2329) z dnia 22.12.2001;
Kultura;
s. 58
Reklama