Gdy prześledzi się pani nieliczne pojawienia się po Noblu, z wielkim umiarem dawkowane wypowiedzi, odnosi się wrażenie, że wypracowała sobie pani misterną taktykę samoobrony.
Nie wiem, czy można to nazwać taktyką. Czasem przyjmuję zaproszenie, które mnie wyjątkowo ciekawi, albo po prostu mam ochotę spotkać przy tej okazji znajomych. Nie jestem mizantropką. Niestety, wszelkie publiczne spotkania zazwyczaj kończą się tym, że przez godzinę podpisuję książki, a kiedy skończę, okazuje się, że przyjaciele poszli już sobie do domu.
Podpisywanie książek nie jest dla autora przyjemne? Znam takich pisarzy, którzy są dumni, że do nich jest dłuższa kolejka po autografy niż do kolegi.
Przyjemnie jest podpisać dziesięć książek, ale jeśli kolejka jest dłuższa, to już bywa kłopotliwe. Zdarza mi się dostawać skurczu ręki, tym bardziej że mam długie nazwisko. W bardzo dobrej sytuacji jest noblista Dario Fo. Jeśli jeszcze zamiast pełnego imienia przed nazwiskiem postawi pierwszą literę, to w ciągu trzech minut może podpisać tyle książek, ile ja w ciągu pół godziny.
Czy może pani spokojnie spacerować ulicami Krakowa, czy ciągle jest pani rozpoznawana przez wielbicieli poezji?
Teraz już nie jestem tak często rozpoznawana, bo też nieczęsto pokazuję się w telewizji. Ale zauważyłam niezwykłe zjawisko. Pewnego dnia na przykład wychodzę z domu niepodobna do siebie. Drugiego dnia jestem tak samo ubrana i ludzie mnie zagadują – z czego wynika, że jestem do siebie podobna.
Posiada więc pani, co prawda niekontrolowaną, ale jednak tajną broń. Pani oficjalna broń to sekretarz?
Bez niego byłoby mi bardzo trudno. Ciągle przychodzi dużo listów. Przynajmniej na niektóre z nich trzeba pilnie odpowiedzieć.