– Nakładam słuchawki – opowiada Lidia Pawelec, redaktor programu „Jaka to melodia?” – i wyraźnie w tle muzyki słyszę dochodzące do mikrofonu bicie serca któregoś z zawodników. Aż się trochę przeraziłam, żeby tylko zawału nie dostał – pomyślałam. Gramy, odpada jeden zawodnik, ale to serce wciąż słyszę, następny – dalej bije. Okazało się, że tak galopowało serce zwycięzcy, nauczyciela z małego miasta, zaawansowanego w latach kawalera, który wraz z innymi uczestnikami tej edycji „Jaka to melodia?” grał aż o trzy samochody (niewygrane nagrody, podobnie jak w toto-lotku, w tym teleturnieju kumulują się). Kiedy wygrał, odwrócił się tyłem do mikrofonu, po twarzy zaczęły mu cieknąć łzy, zrobiło mu się słabo. – Musieliśmy go ratować – dodaje Lidia Pawelec. – Jednak rzadko zawodnicy reagują aż tak nerwowo. Częściej zdarzają się tacy, którzy potrafią walczyć o swoje. Na przykład w „Jakiej to melodii” przez kilka edycji były do wygrania samochody marki Alfa Romeo, potem jednak zmienił się sponsor i szły Fiaty Punto. Jednak zawodniczka, która zwyciężyła, nastawiła się na Alfę Romeo i za nic nie chciała zaakceptować Punto. – Telefony, listy, groźby, wszystko tu mieliśmy, zanim prawnik zdołał jej wyperswadować tę Alfę.
Zawodnicy zwykle nie lubią przyznawać się do tremy. Najczęściej mówią: „Nawet jak się nie wie, to przecież nie ma żadnego obciachu” albo: „W końcu, co można stracić, najwyżej dobre imię”.Przed kamerami są zdani wyłącznie na siebie i własną intuicję, bo przed występem od producentów otrzymują głównie rady co do stroju, żeby nie nakładać ubrań w pepitkę lub kropeczki albo białych, bo to na ekranie źle wygląda.