Archiwum Polityki

Moje własne inferno

Oprócz kolejnego ataku terrorystycznego, recesji, depresji, bezrobocia, choroby psychicznej, wojny i wąglika, mieszkańcom pionu B, wąskiej kamienicy przy 8 alei w dzielnicy Chelsea na Manhattanie, grozi regularna powódź. Lokator z czwartego lub piątego piętra (według szacunków starszego mieszkańca z trzeciego piętra, to architekt Sherman bądź aktorka Elisabeth) podłączył do instalacji wodnej pralkę, co w budynkach czynszowych jest nielegalne, grozi rozerwaniem starych rur, a w konsekwencji katastrofą. Szczególnie w przypadku ponadstuletniej kamienicy w centrum miasta. Brudne ubrania należy zanosić do pralni.

Fakt zagrożenia wyszedł na jaw na początku października, kiedy lokator z trzeciego piętra Don Snyder, 68-letni fotograf-rencista o usposobieniu bezkompromisowym, odkręcił nad wanną kurek z ciepłą wodą. Wysypała się brudna piana.

Mydliny dotknęły też Nicholasa i Matthew, gejowskiej pary z pierwszego piętra. Ponieważ Don z założenia nie rozmawia z osobami „tego pokroju”, Nicholas i Matthew podejrzewają, że piana to znów wina Dona. Dwa lata temu wypływ wody z lokalu starego fotografa spaczył wymuskaną podłogę i sfilcował perskie dywany w salonie Nicholasa i jego nowego, przybyłego z Kalifornii, przyjaciela, z którym na co dzień zajmują się aranżacją wnętrz i organizacją imprez towarzyskich w okolicach Chelsea i Greenwich Village.

Nicholas jest estetycznie wrażliwy. Grzyb na ścianie bolał go jak rana, a usunięcie kosztowało 10 tys. dolarów.

Wydarzenia z 11 września wtłoczyły ulicę, przy której stoi stuletni budynek, w centrum wydarzeń. Przez kilka tygodni była główną arterią, przez którą ambulanse-chłodnie ze skowytem syren przewoziły szczątki ofiar ataku na nadbrzeże, skąd barki transportowały je do kostnic w New Jersey.

Patriotyzm, który jest wredną manipulacją

W 1967 r. Don Snyder opublikował album „Aquarian Odyssey”, który był fotograficzną wędrówką po stymulowanym halucynogenami świecie dzieci kwiatów, dalekowschodnich guru i wizjonerów badających granice swojego zasięgu. Album okazał się artystycznym przebojem i na długi czas osadził Dona w rejonach Greenwich Village, warholowskiej Fabryki i eksperymentalnej farmy Timothy’ego Leary’ego.

Niestety Don nie przykładał odpowiedniej wagi do marketingowego aspektu swojej działalności.

Polityka 51.2001 (2329) z dnia 22.12.2001; Na własne oczy; s. 172
Reklama