Archiwum Polityki

Z widokiem na fabrykę

Hutnik pyta: Etos robotnika? Gdy jadę przez Polskę, widzę oflagowane fabryki i wiem, że kompletnie nic z tego nie wynika. Ludzie walczą o pracę, ale nie mają nic do gadania, bo ktoś inny już postanowił ich wyrzucić. Dawno się skończył etos robotnika.

Rano

Piotr Sztejka, 42 lata, wytapiacz i suwnicowy w hucie Łaziska. Rano zostanie w mieszkaniu, trochę posprząta, przejrzy klasery ze znaczkami, wyjdzie na zakupy, pochodzi po mieście, spotka kilku jak on chodzących po mieście kolegów z pracy, pogada o nadziei, posłucha narzekań, kupi gazetę. Akurat ostatnia „Gazeta Łaziska” zamieszcza zdjęcie hutników okupujących śląski urząd wojewódzki. Huta zamknięta od trzech miesięcy, bo nie ma prądu, ludzie są na urlopach postojowych, dostają 200 zł. Piotr Sztejka należy do związku zawodowego Solidarność 80, w każdej chwili ktoś ze związku może zadzwonić na komórkę, że robią jeszcze jedną blokadę trasy krajowej.

Stanisław Wilk, 62 lata, zastępca kierownika wydziału PK1 – obróbki i prefabrykacji kadłubów w Stoczni Gdańskiej. Rano poprowadzi swoją Renówkę wzdłuż torów trójmiejskiej kolejki do bramy numer 3, pamiętając, jak kiedyś rano kładką nad torami szedł tłum do stoczni, ażeby wszyscy, jakieś 17 tys. ludzi, mogli się spokojnie zjechać bez paraliżowania miasta, wydziały zaczynały pracę co pół godziny. Wilk założy fartuch z napisem: „Stocznia Gdańska” na plecach, sekretarka zrobi sypanej kawy, kierownik będzie biegał po PK1 z papierami pod pachą, jego komórka będzie dzwonić ze sprawami do załatwienia na cito. Dziś w zakładzie-symbolu, w którym na oczach Wilka rodziła się wolna Polska, około 3 tys. ludzi przystąpi do pracy, kilku na pewno dziś odejdzie, codziennie kilku rzuca pracę, kilkunastu wykombinuje lipne zwolnienia lekarskie. Ze Stocznią, powie Stanisław Wilk, wszyscy się liczyli – także sam Komitet Centralny PZPR, a teraz nie liczą się z nią nawet pracownicy.

Adam Kliczek, 39 lat, pracownik wydziału nawęglania elektrowni w Łaziskach.

Polityka 24.2006 (2558) z dnia 17.06.2006; Na własne oczy; s. 116
Reklama