– W samotności jest wybór – mówi Anna A. – Sama o samotności zadecydowałam. A w staropanieństwie – jakby przymus: nikt mnie nie chciał. Znośniej być samotnym z dorobioną ideologią. – Samotna – mówi Anna – może się teraz mazać kremami z alg i czuć się młoda do starości. A stara panna jest od początku jakby trwale stara. To coś zatęchłego, kurz, pajęczyna. Więc nie chcą wystąpić w Raporcie, nawet anonimowo, jako stare panny. Mogą – jako osoby samotne.
Starzy kawalerowie takich strachów nie mają. Mężczyźnie (jeśli nie jest rolnikiem) łatwiej nie czuć się niechcianym. Mimo wszelkiej emancypacji to on wciąż prosi o rękę. Jeśli taką rękę ma na podorędziu.
Staropanieństwo i kawalerstwo kwitnie, gdy ludzie późno się żenią. Jak dziś. Opóźnienie w obrączkach nie jest naszym wynalazkiem. Pod koniec XVII i XVIII w. w Europie Zachodniej ludzie pobierali się w takim mniej więcej wieku jak my – przed trzydziestką. Musieli czekać z ożenkiem, aż odziedziczą po ojcu warsztat lub gospodarstwo, z których będą mogli utrzymać rodzinę. Ich synowie czekali również. Gdy rozpoczęła się rewolucja przemysłowa, nie trzeba było już czekać na sukcesję, bo można się było utrzymać z pracy w przędzalniach. Poczęto się żenić młodo. Największy spadek średniego wieku zawierania małżeństw przypada na przełom kolejnych dwóch wieków – XVIII i XIX. Żyło się wtedy krótko – średnio 40 lat. Lecz z tego, ile komu było przypisane, znaczną część przeżywano w małżeńskim stanie, wcześnie weń wstępując. Bezżennych było mało: 36 na 1000 osób.
W XIX w. średni wiek zawierania małżeństw nieznacznie się podniósł i ustabilizował. Tendencja ta przeszła na wiek XX wraz ze stałą pulą bezżennych. Tak się dzieje tylko w Europie Zachodniej i w Ameryce.