Archiwum Polityki

Słowo po słowie

Stephen King: Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika. Tłum. Paulina Braiter. Wyd. Prószyński i S-ka. Warszawa 2001

Prędzej lub później Stephen King musiał taką książkę napisać. Nie dlatego, iżby w czasach wszechwładzy rozmaitych poradników należało uszczęśliwić czytelnika jeszcze jednym, pouczającym jak pisać powieści. I nie dlatego, iżby ten najpopularniejszy dziś twórca horrorów czuł się zobligowany sławą i sukcesami do udzielania wskazówek początkującym pisarzom.

King musiał napisać ten, jak głosi podtytuł, „Pamiętnik rzemieślnika”, bo – wbrew temu co się uważa – pisanie o doświadczeniu pisarskim jest stale powracającym, niemal obsesyjnym tematem w jego książkach. O tym traktuje „Lśnienie” (rzecz o pisarzu-alkoholiku) czy „Misery” – opowieść o wziętym powieściopisarzu w szponach psychopatycznej pielęgniarki. A już szczytem jest opowiadanie „Szkoła przetrwania” o rozbitku na bezludnej wyspie, piszącym pamiętnik i stopniowo zjadającym siebie, z braku innego pożywienia, kawałek po kawałku (ostatnie zdanie, po którym wiadomo, że z przyczyn technicznych nic więcej nie napisze, brzmi: „Palce lizać naprawdę palce lizać”).

Szkołę pisania Stephena Kinga pokonujemy w dwóch etapach. W pierwszym poznajemy jego fragmenty życiorysu, dla Kinga bowiem, jak zresztą dla wielu innych twórców, te strzępy własnej biografii są podstawowym materiałem pisarskim. Jest więc mowa o sadystycznej niani i przerażającym laryngologu z monstrualną igłą w dłoni, młodzieńczej fascynacji filmami w stylu „Poślubiłam potwora z kosmosu”, pracy w tkalni i pralni, gdy państwo Kingowie ledwo wiązali koniec z końcem, przez wiele lat skrywanym alkoholizmie i narkomanii. A także małżeństwie, które „przetrwało wszystkich światowych przywódców z wyjątkiem Castro”.

Polityka 34.2001 (2312) z dnia 25.08.2001; Kultura; s. 49
Reklama