Jestem tegorocznym maturzystą i myślę, że mam wyjątkowe prawo zabrania głosu w dziedzinie tak ważnej dla młodego pokolenia. Warto jednak na sam początek zastanowić się, jak Unię Europejską z jej pomysłami na przyszłość odbieramy my – młodzi ludzie, którzy co prawda otrzymaliśmy już dowody osobiste i prawa wyborcze, ale ciągle w jakiś sposób pozostajemy euronaiwni. Nikt nas nie przygotowywał do należytego pojmowania i konsumowania wzorców, jakich dostarcza nam obecna kultura europejska, nowoczesna, dynamiczna i jednak różna od naszej – polskokatolickiej. Nigdy nie zgodzę się z twierdzeniem, że możemy w pełni czuć się uczestnikami europejskiego życia kulturalnego i politycznego, bo od czasów zaborów Polska i Europa nie mogą znaleźć wspólnego języka, nie mogą odnaleźć wspólnych celów. Mimo szumnie powtarzanych haseł o powrocie naszego kraju na łono europejskie, naprawdę sami nie wiemy, kim chcemy być i kim będziemy w nowoczesnej, zintegrowanej Europie.
Nie pokolenie czterdziesto- i pięćdziesięciolatków będzie tworzyć wspólną Europę, ale pokolenia młodsze, które za lat kilkanaście, kilkadziesiąt włączą się w wir polityki i zaczną włączać III RP do struktur europejskich. To my będziemy kształtować oblicze naszego kontynentu i to my będziemy tworzyć eurokulturę, jeśli takowa powstanie. Co prawda mamy ku temu silne podstawy, wspólne dla narodów europejskich korzenie, wspólne odwołania i konteksty, ale czy to wystarczy? W polskich szkołach wprowadzono elementy wiedzy o integracji europejskich, napisano nowe programy i rozpoczęto wpajanie młodym ludziom wiedzy o Unii Europejskiej. Idea jest wspaniała, tylko że wcielanie jej w życie wychodzi nam już trochę gorzej. Nauczyciele przekazują suchą, nierzadko niekompletną i wyrywkową wiedzę, opartą na sloganach i truizmach, pomijając rzeczy najważniejsze.