Archiwum Polityki

Przestrzeń się słyszy, piękno – czuje

Pogoda typowo kolarska – niewielki wiatr, słońce nie pali, asfalt suchy, przyczepny. Policja na czele wyścigu zmiata przez mikrofon na pobocze jadące z naprzeciwka samochody. Strażacy pilnują, żeby żaden pojazd nie wjechał z bocznych dróg na szosę. Trzeba zachować nadzwyczajną ostrożność. Na rowerach pędzą niewidomi.

Rowery są dwuosobowe, tandemy. Na przednim siodełku widzący przewodnik. Kieruje rowerem i podejmuje decyzje – kiedy wbić się w strumień rozrzedzonego powietrza za innym rowerem z przodu, żeby odpocząć, a kiedy wyrwać się do przodu na czoło. Niewidomy na tylnym siodełku jest główną siłą pedałującą, lecz nie ubezwłasnowolnioną – ma hamulec i przerzutki. Nie widzi, ale grzeje ile sił w nogach. Jeśli długo razem ćwiczyli, rozumieją się bez słów – ciało dwuosobowe.

Ten z przodu boi się bardziej od tylnego. Wczoraj w kryterium ulicznym któryś z przednich zobaczył przed sobą słup. Serce mu zamarło, słup na szczęście wyminął. A ten z tyłu nic, bo nie widzi. Też się boi, ale kiedy przełamie początkowy strach, z pełnym zaufaniem do przednich oczu dusi pedały.

Piotr szczęśliwy w górach

Jadą. Wiedzą, że okolica po obu stronach szosy jest przepiękna – pagórki jak na Podkarpaciu i jezioro za jeziorem, jak na Mazurach. I czują. Piękno nawet bez wzroku jest wyczuwalne. I gdyby na przykład Piotra Ziółka zapytać, jakie jest jego największe marzenie, pytający spodziewałby się, że powie: odzyskać wzrok. Lecz nie. Największym marzeniem jest zwiedzić świat. Piotr nie widzi nic. Widzącemu trudno sobie wyobrazić, że czyjeś oczy są jak jego łokcie na przykład – taki sam kontakt ze światem; zero, nic, nawet nie ciemność, bo łokieć nie wie, co znaczy ciemność.

Piotr lubi wjechać tandemem w las. Jest wtedy szczęśliwy. Uwielbia góry, przeszedł w nich wszystkie szlaki turystyczne. Podziwia widoki. Czuje pod stopami skalisty grunt. Słyszy przestrzeń. Wiatr w przestrzeni górskiej nie jest tym, który wieje między drzewami, domami i wszystkim na równinie. Jest czymś szczególnym. Nagle wcina się w to doznanie szmer strumyka. Strumyk w górach – och, brak słów.

Polityka 30.2000 (2255) z dnia 22.07.2000; Społeczeństwo; s. 74
Reklama