Archiwum Polityki

Życie na podsłuchu

Pod koniec maja dowiedziałem się od Bertolda Kittla i Macieja Dudy z „Rzeczpospolitej”, że służby specjalne na zlecenie prokuratury podsłuchiwały moje i kilku innych dziennikarzy rozmowy telefoniczne. Kolegom z „Rz” powiedziała o tym osoba, która była świadkiem, jak minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i szef ABW Bogdan Święczkowski odsłuchiwali nagrania tych rozmów. Kittel i Duda szykowali publikację na ten temat, ale ich redakcja uznała, że materiał jest za słabo udokumentowany i go nie wydrukowała.

Tak naprawdę legalny (prawdopodobnie) podsłuch założono prywatnemu detektywowi z Gdańska. Kilku dziennikarzy – w tym ja – w tamtym czasie telefonowało do niego, bo był dobrze zorientowany w kulisach pewnych operacji giełdowych i tajemnicach znanych osób ze świata biznesu i polityki. W ten sposób nasze telefony znalazły się w kręgu podejrzeń i z automatu zostały objęte kontrolnym podsłuchem operacyjnym. Takie podsłuchy można bez zgody sądu stosować przez 5 dni, później powinny być skasowane, a osoba podsłuchiwana powiadomiona, że jej rozmowy były nagrywane – nas rzecz jasna nie powiadomiono. Później od Janusza Kaczmarka dowiedziałem się, że detektywa podejrzewano o kontakty z rezydentami rosyjskiej mafii. W gruncie rzeczy to był tylko pretekst. Powód był inny, krążyła informacja, że detektyw posiada jakieś kompromitujące dla ministra Zbigniewa Ziobry materiały i może oferować je dziennikarzom. Dlatego założono mu podsłuch. O tym, że sprawa była od początku lipna, świadczy fakt, że do dzisiaj nie postawiono mu żadnych zarzutów. Z detektywem z Gdańska kontaktowali się wtedy m.in. Bertold Kittel i Maciej Duda (wówczas obaj z „Rzeczpospolitej”), Wojciech Czuchnowski („Gazeta Wyborcza”), dokumentalista i dziennikarz niezależny Sylwester Latkowski oraz niżej podpisany.

Polityka 35.2007 (2618) z dnia 01.09.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 18
Reklama