Archiwum Polityki

Pioruńska pogoda

Po upalnej wiośnie niezauważalnie nadeszła letnia jesień, a z menu zjawisk atmosferycznych natura zaserwowała nam burze. Zamiast leniwie prażyć się w słońcu, musimy uważać, żeby nie trafił nas grom z jasnego nieba. Ale jeśli znajdziemy jakieś bezpieczne i suche miejsce, to przyjrzyjmy się temu zapierającemu dech w piersiach widowisku, jakim jest burza z piorunami.

Przyczyną powstawania burz są zawirowania tworzące się przy zderzeniu biegnących w górę mas rozgrzanego, wilgotnego powietrza ze znajdującym się na dużej wysokości powietrzem zimnym. Z niewielkich, zgrabnych cumulusów tworzą się na naszych oczach kalafiorowate ciężkie cumulonimbusy, we wnętrzu których kłębi się powietrze, krople wody i kryształki lodu, a te przy zderzeniach wytwarzają ładunki elektryczne. Dodatnie gromadzą się w górnej części chmury, ujemne – w dolnej. Wewnątrz chmury oraz między nią a gruntem powstaje różnica potencjałów, a gdy jest dostatecznie wysoka – dochodzi do wyładowania elektrycznego, które spostrzegamy jako błyskawicę. Co sekundę uderza w ziemię 100 piorunów, temperatura w miejscu uderzenia sięga 30 tys. stopni C, a natężenie prądu pioruna wynosi przeciętnie 20 tys. amperów. Ładunek elektryczny Ziemi jest rozłożony nierównomiernie. Gromadzi się głównie na najwyższych elementach terenu. Dlatego pioruny uderzają zwykle w drzewa czy wysokie budowle, chociaż mogą też trafić w człowieka na pustym polu lub łódkę na jeziorze. Burzę, trwającą w Polsce średnio 2,5 godziny, najlepiej przeczekać w zaopatrzonym w piorunochron budynku albo w samochodzie, którego konstrukcja – izolujące gumowe opony i karoseria będąca swoistą „puszką” Faradaya, nie przepuszczającą energii do kabiny – zapewnia bezpieczeństwo.

Jeżeli zaobserwujemy, że włosy stają nam dęba, nie musi to oznaczać, że obleciał nas strach przed burzą – po prostu ku górze płyną dodatnie ładunki elektryczne.

Polityka 31.2000 (2256) z dnia 29.07.2000; Pogoda dla Polaków; s. 86
Reklama