Polskę zasypują plastiki, zużyty sprzęt elektryczny, aluminiowe puszki i tekturowe kartony. Zalegają na składowiskach, lecz także w lasach i przydrożnych rowach. Na wysypiska trafia 97 proc. odpadów komunalnych (tych z gospodarstw domowych) i 70 proc. odpadów z przemysłu i handlu. W miastach i niektórych gminach wiejskich coraz częściej pojawiają się pojemniki do segregacji odpadów – co ma ułatwić utylizację śmieci – ale efekty wciąż są mizerne.
W grudniu 2001 r. weszła w życie ustawa o opłacie produktowej za wprowadzane na rynek opakowania. Tak naprawdę płacą klienci, bo koszty opakowań wkalkulowano w ceny towarów. Janusz Mikuła, ekspert tej branży, współtwórca ustawy o recyklingu (czyli powtórnym przetworzeniu materiałów zawartych w odpadach), uważa, że za wszystkie produkowane opakowania należy wprowadzić opłaty zwrotne: – Przykładowo, pasta do zębów jest opakowana w tekturowe pudełko. Klient powinien mieć wybór: tańsza pasta bez opakowania albo droższa w tekturze. Kupi droższą, to potem powinien mieć możliwość zwrotu opakowania w sklepie i odzyskania kaucji.
Najwięcej kłopotu sprawia właśnie opakowaniowa drobnica – plastikowe tacki, foliowe torebki. Większość towarów, jakie kupujemy w supermarketach, pakowana jest w plastik, tekturę, szkło albo aluminium. Z ok. 12 mln ton odpadów komunalnych, rocznie trafiających na wysypiska, opakowania stanowią jedną trzecią. Dobrze byłoby je odzyskiwać, ale jak to zrobić?
Po pierwsze: cuda na papierze
Rynkiem odpadów opakowaniowych rządzą tzw. organizacje odzysku. To firmy zorganizowane jako spółki akcyjne. Jedynym wymogiem stawianym przez ustawodawcę jest kapitał zakładowy – minimum 1 mln zł. Najważniejsze (największy przerób, transparentna księgowość) organizacje odzysku zostały założone przez wielkie przedsiębiorstwa.