Archiwum Polityki

Listy tkliwe, szalone i smutne

Różni autorzy, 42 Listy Miłosne, przeł. Maciej Raginiak, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2008, s. 312

Walentynki to święto nie tylko romantyczne, ale również opłacalne. Wydawnictwo Prószyński postanowiło wykorzystać sprzyjające okoliczności i na tę okazję serwuje zbiór listów miłosnych napisanych przez różnych autorów – od Etgara Kereta po Ursulę K. Le Guin – jako polski akcent dodając opowiadania Łukasza Orbitowskiego i Rafała Olbińskiego.

Kto oczekuje zaskoczeń, raczej się zawiedzie, ponieważ wszystko odbywa się tu zgodnie z zasadami gatunku: miłość przekracza wszelkie granice, począwszy od intymności własnej, a na podróżach w czasie kończąc. Są listy tkliwe, przepraszające, szalone i smutne. Niektóre pisane są w czasie wojen, jeszcze inne w czasie powodzi. Są wysyłane zarówno e-mailem, jak i telepatycznie. Wśród nich znaleźć można list do Mikołaja, list szympansa do badaczki, a także ogłoszenie czarownicy specjalizującej się w miłosnych zaklęciach. Jak się okazuje, napisać list miłosny wcale nie jest łatwo: wśród 42 listów niewiele jest takich, które są w stanie przyprawić o drżenie serca. Większość to raczej historie o miłości lub z miłością w tle, które bardziej niż wzruszać, usiłują bawić albo przerażać. Jeżeli komuś przyszłoby do głowy próbować z tych listów wysnuć wniosek na temat stanu współczesnej miłości, mógłby popaść w głębokie przygnębienie.

W gąszczu tym listów schowało się na szczęście parę takich, które czyta się z większym zainteresowaniem – są to opowiadania między innymi Neila Gaimana, Panosa Karnezisa czy Margaret Atwood, ale jak na rozmiary zbioru jest ich zdecydowanie za mało. „42 Listy Miłosne” to z pewnością miły prezent na walentynki, ale nie gorzej sprawdzi się bukiet kwiatów.

Polityka 7.2008 (2641) z dnia 16.02.2008; Kultura; s. 60
Reklama