Nie tylko on zresztą. Od dłuższego czasu w Polsce dominuje w języku oficjalnym, zwłaszcza w obozie zwycięzców ostatnich wyborów parlamentarnych, tak zwana polityka historyczna. Jednym z najważniejszych jej celów jest wprowadzenie do misji telewizji publicznej i do edukacji właśnie treści patriotycznych, przywrócenie świadomości społecznej, a już zwłaszcza świadomości pokoleń najmłodszych, znajomości i umiłowania dla wielkich dokonań i wielkich czynów Polaków w historii. Nikt przeciwko tym celom oczywiście nie protestuje. Jeśli pojawiają się jakieś pytania i wątpliwości, to co do sposobu ich realizacji i treści, jakie wypełnią ten światły i pożądany program.
Bo może on być rozumiany na bardzo różne sposoby. Może być realizowany w stylu, który poznaliśmy w okresie prezydentury Warszawy Lecha Kaczyńskiego, zwłaszcza podczas 60 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, a także wczytując się w wypowiedzi i wywiady obu braci Kaczyńskich, gdy mówili z niemałą kompetencją o najnowszej historii Polski, o dziedzictwie myśli i dziedzictwie polityki Piłsudskiego i Dmowskiego. To na pewno były jakieś interesujące i warte uwagi oraz prawdziwej dyskusji refleksje. Bezsprzecznie też pobudzone przez uroczystości jubileuszowe resentymenty niepodległościowo-powstańcze trafiły na podatny grunt po stronie społecznej, również z udziałem najmłodszych pokoleń, które tu znalazły dla siebie ważne wartości i emocje. Gorzej jest, gdy obydwaj politycy związani z PiS mówiąc o swojej drodze przez PRL i przez III RP oddalają się w tempie błyskawicznym od książek i bibliotek w kierunku wieców i zebrań partyjnych, a poglądy i interesy polityczne zaczynają przeważać nad obiektywizmem.
Gdy o wychowaniu patriotycznym zaczyna mówić Roman Giertych
, nie ma się co dziwić, że od razu rodzi się czujność i niepokój.