80, a według niektórych źródeł nawet ponad 100 mln dolarów będzie kosztować bezprecedensowa operacja wydobycia wraka okrętu podwodnego „Kursk”, który zatonął 12 sierpnia 2000 r. ze 118 osobami na pokładzie. Dowództwo marynarki rosyjskiej podobno już wie, co było przyczyną katastrofy, ale jej nie ujawnia. Właściwie wykluczono zderzenie z innym okrętem – na miejscu nie znaleziono żadnych fragmentów lub śladów świadczących o takiej kolizji. Nie potwierdziła się również hipoteza, że „Kursk” został storpedowany przez inny rosyjski okręt uczestniczący w manewrach – po katastrofie przeprowadzono szczegółową inwentaryzację torped, min i innej amunicji oraz szczegółowo przeanalizowano wszystkie przypadki jej użycia. Czy do tragedii doszło zatem na skutek eksplozji nowego typu ultraszybkiej torpedy Szkwał? Kilka z nich może nadal znajdować się w części dziobowej podwodnego okrętu, która ma być teraz odcięta, ale wydobyta najwcześniej w przyszłym roku – bez kamer i rozgłosu, wyłącznie przez Rosjan.
Nigdy dotychczas nie próbowano dźwignąć z dna tak dużego kolosa o napędzie atomowym. Zatonęło wcześniej pięć okrętów tego typu – dwa amerykańskie i trzy rosyjskie. Wszystkie stały się atomowymi trumnami, bo nie opłacało się ich podnieść albo nie było takiej możliwości (jeden z okrętów spoczywa na głębokości ponad 5 km). Reaktory „Komsomolca”, który zatonął w 1989 r. w rejonie Wyspy Niedźwiedziej, przykryto jedynie betonowym sarkofagiem, by nie dopuścić do wycieku radioaktywnego.
Spektakl
„Kursk” leży na mulistym dnie Morza Barentsa ponad 150 km od Murmańska na głębokości 107 m. Kadłub przechylony jest na jedną burtę (pod kątem około 25 stopni). Osiadł na stosunkowo płytkich wodach, pośrodku poligonu morskiego, gdzie co jakiś czas odbywają się manewry.