On Z tym ślubem zgodził się poczekać, aż ona zrobi maturę. W zasadzie jego żona mogłaby mieć jakąś szkołę. Ślub jej zapowiedział, kiedy kończyła podstawówkę, a wyegzekwował, gdy kończyła liceum. Była o dziewięć lat młodsza. Potulna. Sobie też chciał dać czas na otwarcie firmy i zbudowanie domu.
Nazywał się Jan Szymaniak. Imię po ojcu. Ambitny. Gdy w trzeciej klasie zostawili go na drugi rok z polskiego, zaparł się i potem miał piątkę, choć akurat z matematyki. Edukację skończył w zawodówce, chciał robić pieniądze. Mechanik samochodowy. Rok popracował w Poznaniu na budowach, uznał, że w tej branży da się więcej zarobić. Tę firmę budowlaną też w końcu sobie wychodził. Otworzył ją za pieniądze z Unii: tak długo odwiedzał urzędników, że mu pomogli przebrnąć przez papiery. Firma upadła dopiero, gdy jego zamknięto w areszcie. Bracia starali się pociągnąć, ale nie mieli wiedzy. Domu zbudować nie zdążył.
Jan był ósmy z dziewięciorga rodzeństwa. Malutki, to dlatego dostał imię po ojcu, na szczęście. Ze względu na wzrost nie wzięli go do wojska, co Jan zniósł źle, jak porażkę. Ich dom: ojciec, pilarz, miał posłuch absolutny, a matka zawsze stała za nim. Jan też planował w życiu realizować ten model. Nie dał powiedzieć złego słowa o rodzicach. Mówił: wiedzieli, co robią, pilnując przestrzegania zasad – dzieci wyszły na ludzi. Na przykład tej zasady: Jan miał już prawie dowód, a rodzice zabraniali mu oglądać sceny erotyczne w telewizji. Też uważał, że seks to zepsucie. Nie wyobrażał sobie, że jego żona mogłaby uprawiać jakiś seks przed ślubem.
Psycholog, który zbada Jana w 2008 r., napisze jednak o sporych deficytach w obrębie emocji, powstałych, bo nigdy nie poświęcano mu indywidualnej uwagi wychowawczej. A także o braku podstawowej wiedzy o relacjach.