Archiwum Polityki

Biegnij, Justysiu

Polska ma nową idolkę. Justyna Kowalczyk, podwójna mistrzyni świata w biegach narciarskich, już zyskała medialny przydomek Królowej Zimy, zastępując w roli supergwiazdy Adama Małysza.

Bardzo potrzebowaliśmy takiego przypływu pozytywnej energii. Sport jest w tej roli niezastąpiony, a Justyna świetnie do nowej roli pasuje: jest ładna, inteligentna, sympatyczna, no i ma swoją legendę – upartej dziewczyny, która z polskich sportowych nizin o własnych siłach wbiegła na sam szczyt. Wzruszająca historia z budującym morałem.

Telewizyjne transmisje z Liberca oglądało bezpośrednio 2–4 mln widzów. To jeszcze niewiele w porównaniu ze szczytem małyszomanii, ale przecież niedawno polscy kibice w ogóle „nie uprawiali” biegów narciarskich; wszyscy byliśmy skoczkami. Teraz mamy nową dyscyplinę narodową. Tylko patrzeć, jak za Justyną ruszą tłumy w biało-czerwonych szalikach i czapkach z rogami. Co prawda do końca sezonu pozostało niewiele zawodów, ale już za rok zimowe igrzyska, a my znowu mamy swoją faworytkę. I na następne igrzyska także, bo Justyna Kowalczyk, jak mówią fachowcy, może pozostać w światowej czołówce nawet przez kolejne dziesięć lat. Zapowiada się długi emocjonalny związek Polaków z Justyną-mistrzynią.

Justyna Kowalczyk jechała do czeskiego Liberca w roli jednej z faworytek mistrzostw świata. Ale dwa złote medale i jeszcze brązowy to dużo ponad normę. Zwłaszcza ten drugi tytuł mistrzowski, w biegu na najdłuższym kobiecym dystansie 30 km, robił wrażenie. Sama Justyna mówiła przed startem, że taki bieg to prawie półtorej godziny bólu, przypominała, że ostatnio na tym dystansie nie dawała rady dobiec do mety, ale kiedy w sobotnie popołudnie, samotnie, o kilkaset metrów przed rywalkami, wpadała na stadion, można było odnieść wrażenie, że jest inaczej. Kto widział, ten zapamięta tę uśmiechniętą, radosną twarz.

Polityka 10.2009 (2695) z dnia 07.03.2009; Ludzie i obyczaje; s. 92
Reklama