Archiwum Polityki

Alla polacca, czyli willa Polaka

Jest taki rysunek Andrzeja Mleczki, na którym jeden rodak mówi do drugiego: „Morze, góry, pola, lasy. Panie, jaki to mógłby być piękny kraj”. I wcale nie trzeba zajmować się polityką czy gospodarką, by przyznać satyrykowi rację. Wystarczy popatrzeć na domy, jakie stawiają sobie rodacy.

Dom jednorodzinny. Czyli gdzieś w połowie drogi pomiędzy wiejską chałupą a podmiejską rezydencją lub wielkomiejską willą. Do niedawna najbardziej wyrazisty, i dla większości Polaków nieosiągalny, symbol finansowego sukcesu. Dziś coraz powszechniejszy, a nawet podstawowy sposób zapewnienia sobie mieszkalnej przestrzeni. Od połowy lat 50. do 1989 r. pobudowano ich około 1,3 mln. Według szacunków ekspertów, w ciągu najbliższych 10 lat stanie – co najmniej – kolejne pół miliona domów.

Budownictwo jednorodzinne tworzy obecnie 80 proc. nowej powierzchni mieszkaniowej. W ostatnich dziesięciu latach najczęściej własne domy stawiali mieszkańcy Małopolski (20,4 budynków na 1000 mieszkańców), najmniej zaś – Opolszczyzny (7). Ale całe to masowe budowanie odbywa się wedle reguł praktycznie nieznanych w cywilizowanym świecie. Tam domy kupuje się od deweloperów lub na rynku wtórnym i tylko najbogatsi pozwalają sobie na zamawianie indywidualnych projektów i zlecanie inwestycji. U nas inwestorem jest niemal zawsze ten, kto w domu zamieszka. A także zaopatrzeniowcem w materiały budowlane, nadzorcą, po części architektem i budowlańcem. Po pracy i po domowych obowiązkach (lub ich kosztem). Bez przygotowania, wedle zaimprowizowanych reguł. I tak budowane domy coraz gęściej zapełniają nasz krajobraz. Czy go przy okazji zdobią? Niestety, nie.

Gotowce do poprawki

– Jadąc przez Polskę, wstydzę się tego, co widzę – mówi architekt Robert Konieczny z pracowni KWK Promes. Ale trzeba pamiętać, że za to, co widzi, nie należy obciążać jedynie gustów owych pojedynczych Kowalskich i Nowaków, którzy decydują się na własny dom. Ów estetyczny kociokwik to splot wielu okoliczności. U jego podstaw leży urbanistyka, a właściwie jej brak. Punktem wyjścia są bowiem tzw.

Polityka 28.2007 (2612) z dnia 14.07.2007; Raport; s. 4
Reklama