Archiwum Polityki

Zalewski wychodzi, Glapiński wchodzi

Paweł Zalewski, wiceprezes PiS, jeszcze niedawno rozważany nawet jako kandydat na stanowisko marszałka Sejmu, przewodniczący sejmowej komisji spraw zagranicznych i zwycięzca rankingu „Polityki” na najlepszego posła, dołącza do grona „tych panów”, których prezydent RP nie chce znać, a premier nie lubi. Ten salon odrzuconych robi się coraz liczniejszy: Marcinkiewicz, Sikorski, Jurek, Zalewski.

Dla PiS odejście Zalewskiego czy wyrzucenie go nie będzie miało znaczenia, tak jak nie miało znaczenia odejście Marka Jurka. To jest partia braci Kaczyńskich, nawet jeżeli prezydent do niej formalnie nie należy. I tak pozostanie. Reszta to są cienie, grono osób bez właściwości powtarzających tylko to, co powiedzieli prezes i prezydent. Po Zalewskim płakać może kilku tkwiących jeszcze w PiS konserwatystów i grono dziennikarzy, sierot po POPiS, którzy w Sikorskim czy Zalewskim szukali swego rodzaju alibi, pozwalającego na trwanie przy rządach „inteligentów z Żoliborza”. To pozwalało od czasu do czasu zapominać o Lepperze, seksaferze, Rydzyku czy Giertychu strojącym coraz bardziej gombrowiczowskie miny.

Kara dla Zalewskiego nie wyczerpuje jednak decyzji kadrowych premiera. W tym samym czasie wywyższył prof. Andrzeja Zybertowicza, którego uczynił swym głównym doradcą do spraw bezpieczeństwa. Zybertowicz, specjalista od teorii spiskowych i szarych sieci oplatających elity władzy i biznesu, jest też swoistym znakiem etapu. Już nie wystarczy Macierewicz ciągle cieszący się wielkimi łaskami, choć wiadomo, że czołowe dzieło PiS, likwidacja WSI, jest zwyczajną fuszerką. Trzeba jeszcze Zybertowicza. Trzeba bowiem ludzi tworzących silniejszą ideową podbudowę dla wizji ciągle groźnego układu.

Premier i prezydent zamykają się w stworzonym przez siebie świecie coraz bardziej oddalającym się od rzeczywistości.

Polityka 28.2007 (2612) z dnia 14.07.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 16
Reklama