Archiwum Polityki

Do Neapolu przez Suchedniów

Gustaw Herling-Grudziński (GH-G) urodził się w Kielcach, ale młodość spędził w Suchedniowie. Gdy to odkryła Hanna Musiałówna (HM), pochodząca z tego miasteczka, zdecydowała się napisać list do Wielkiego Nieobecnego, żyjącego od czasów wojny na emigracji. Tak narodziła się korespondencja, której fragmenty przedstawiamy. Wyłania się z niej świat młodości Herlinga: mała historia, która dała podwaliny wielkiej.

Z „Najkrótszego przewodnika po samym sobie” GH-G:

„Przemieszczałem się stale pomiędzy Suchedniowem a Kielcami, dojeżdżałem codziennie pociągiem i w ten sam sposób wracałem. Dla kilkunastoletniego chłopca ten rytm dnia był bardzo ciężki i wyczerpujący. Podróż w jedną stronę trwała mniej więcej godzinę. Z domu musiałem więc wychodzić około szóstej rano, biegłem przez las na stację, jechałem pociągiem do Kielc, a potem po całym dniu nauki w szkole i rozmaitych zajęciach, wracałem do Suchedniowa. Wracałem o zmierzchu, czasem późnym wieczorem. Po powrocie byłem już tak zmęczony, że nie miałem nawet sił odrabiać lekcji. To był okres wtajemniczenia w trudy życia”.

Z „Dziennika pisanego nocą” GH-G (15.08.72):

„Trzydzieści osiem lat temu leżałem w trawie naszego dawnego sadu, słuchając szumu rzeczki płynącej do upustu. Dwa tygodnie później dopadł mnie w tym samym miejscu daleki huk bomb od strony Skarżyska. I tyle ocalało, tyle trzeba nieść dalej: ciemną miłość najnieszczęśliwszej ziemi”.

Z pierwszego listu HM do GH-G (sierpień 1991 r.):

„Szanowny Panie, urodziłam się w Suchedniowie po wojnie, w dużym domu w pobliżu kościoła i poczty. Ojciec był fotografem. Większość czasu spędzał w ciemni słuchając radia i marząc o dalekich podróżach. Dla mamy całym światem byliśmy my, dzieci. Nasz dom otoczony od podwórka stuletnimi lipami był otwarty z dwóch stron dla wszystkich, zawsze pełen ludzi i cudzych opowieści. Do nóg łasiły się przybłąkane psy i koty, nawet wróble przyfruwały do ręki.

Dzieciństwo miałam krótkie, w jedenastym roku życia na prośbę nauczycielki rodzice wysłali mnie do szkoły baletowej w Warszawie. Przyjeżdżałam na święta i na wakacje, ale już nie wróciłam na stałe do domu.

Pomocnik Historyczny Nr 3/2006 (90063) z dnia 22.07.2006; Pomocnik Historyczny; s. 14
Reklama