Najgorsze dla osób, które objęła reforma emerytalna, jest to, że ich przyszłe świadczenie nadal przypomina kota w worku. Od trzech lat słyszą, jaki jest on silny i urodziwy, ale do worka nijak zajrzeć nie można. Niesprawny system komputerowy w ZUS powoduje, że podstawa naszej przyszłej emerytury, czyli tzw. pierwszy filar, jest ciągle wirtualna. Nie wiemy więc, ile pieniędzy wpłynęło od stycznia 1999 r. na nasze indywidualne konto w ZUS. Nie wiemy nawet, czy w ogóle nasz pracodawca zasilał je regularnie. Niemiłosiernie odsuwa się też w czasie termin obliczania kapitału początkowego, który zgromadziliśmy wcześniej. Nie wiemy więc nic.
Wirtualnemu filarowi pierwszemu miał towarzyszyć filar trzeci, dobrowolny, który także nie powstanie na skalę masową, jeśli składek na starość nie obejmą ulgi podatkowe. Tak więc z trzech nóg, na których opierać się miała reforma, na razie w miarę sprawna jest tylko jedna – filar drugi, czyli otwarte fundusze emerytalne. Oficjalne ogłoszenie przez Urząd Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi ich wyników inwestycyjnych będzie więc tym samym, co obejrzenie kawałka ogona, który się wysunie z zamkniętego worka. To stanowczo za mało, żeby wyrokować o całości.
Zyskały ostrożne
Nie warto też podejmować pochopnych decyzji o zmianie towarzystwa, mimo że po dwóch latach od wpłynięcia pierwszej składki do ofe można to uczynić bez ponoszenia opłaty karnej.
Do tej pory uczestnicy drugiego filara byli raczej powściągliwi, mimo że akwizytorzy ciągle ich namawiają do wędrówki ludów, uciekając się nieraz do chwytów nieuczciwych. Przez pewien czas agenci PTE Polsat namawiali klientów innych PTE do przejścia, ofiarowując im dekoder tej stacji. Mimo intensywnych łowów (niektóre PTE za zdobycie nowego członka płacą obecnie akwizytorom nawet 500 zł) z szacunków Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych wynika, że zmiany dokonało nie więcej jak 1,5 proc.