Archiwum Polityki

Porażeni prądem

1 lipca, po raz drugi w tym roku, wzrosły ceny energii elektrycznej. Podwyżkę uzasadniono w sposób tradycyjny, powołując się na rosnące koszty wytwarzania i przesyłu prądu oraz konieczność uwzględnienia inflacji. Przy okazji wypominano odbiorcom, że choć płacą za energię elektryczną coraz więcej, to wciąż mniej niż jest ona warta. Ile zatem kosztuje polski prąd i dlaczego jest tak drogi?

Prąd zdrożał od 3 do 11 proc. w zależności od regionu kraju i rodzaju odbiorców. Taryfy spółek dystrybucyjnych, czyli zakładów energetycznych, których jest w Polsce 33, zatwierdził prezes Urzędu Regulacji Energetyki (URE). Ceny energii elektrycznej, choć zróżnicowane w skali kraju, są cenami regulowanymi. Każdy uczestnik tego rynku prowadzi własne kalkulacje i wylicza, ile chce otrzymać za sprzedawaną energię i przesłanie.

Ze swoim wyliczeniem dystrybutor idzie do URE i tam zaczyna się targować. Z reguły słyszy, że chce za dużo. Jednak targi są ograniczone i nie prowadzą do ustalenia ceny równowagi. Prawo gwarantuje dystrybutorowi energii zwrot uzasadnionych kosztów i właśnie o nie obie strony się spierają. Pojęcie to jest bardzo pojemne, bo obejmuje nie tylko koszt działalności operacyjnej, ale wiele innych elementów związanych z finansowaniem rozwoju, modernizacji, działań w zakresie ochrony środowiska, a nawet gwarancję zysku. W ubiegłym roku rentowność sięgnęła 30 proc. Pozazdrościć. Mimo to URE twierdzi, że nie ma dużego pola manewru. Co najwyżej nieco pomarudzić. Zwykle dystrybutor obniża trochę swoje wymagania i tak rodzi się kolejna podwyżka.

Zróżnicowanie cen energii elektrycznej najczęściej jest tłumaczone względami geograficznymi. Ci, którzy mieszkają w pobliżu elektrowni, mają lepiej, bo prądu nie trzeba daleko przesyłać, więc kosztuje taniej. Proste, logiczne, racjonalne. Pozornie. W rzeczywistości studiując taryfy spółek dystrybucyjnych trudno odgadnąć, które działają w energetycznych zagłębiach, a które z dala od nich. Bo cena polskiego prądu ma niewiele wspólnego z kosztami wytwarzania i przesyłu. Prościej byłoby przyjąć, że płacimy podatek energetyczny, a prąd otrzymujemy przy okazji gratis.

Polityka 28.2001 (2306) z dnia 14.07.2001; Gospodarka; s. 64
Reklama