Archiwum Polityki

Strażak Ban

Wszyscy narzekają na ONZ. Rządy nie reagują na apele sekretarza generalnego i na co dzień mają go za chłopca do bicia. Ale gdy gdzieś na świecie wybucha pożar, to do niego państwa członkowskie biegną po pomoc. Wygląda na to, że nowo wybrany sekretarz Ban Ki Mun będzie najlepiej zarabiającym strażakiem na świecie, z uposażeniem 230 tys. dol. rocznie.

O wyborze Koreańczyka zdecydowały mocarstwa kierujące się niepisaną zasadą rotacji przedstawicieli poszczególnych regionów na stanowisku sekretarza. Gra ona na tyle istotną rolę, że trudno sobie wyobrazić, aby po Trygve Lie z Norwegii i Dagu Hammarskjöldzie ze Szwecji, którzy sekretarzowali po sobie od połowy lat 40. do początku 60., kolejny Fin lub Duńczyk miał na to szansę. Podobnie z Afryką: ostatnie trzy kadencje sprawowali Afrykanie – Egipcjanin Boutros Boutros-Ghali skończył na jednej, a Ghanijczyk Kofi Annan ustąpił po dwóch.

– Uczciwość i sprawiedliwość międzynarodowa podpowiada, że teraz powinno się zaakceptować obywatela Europy Środkowo-Wschodniej. Amerykanie, Rosjanie i Chińczycy uznali jednak, że najlepiej postawić na Azjatę – ubolewa Bohdan Lewandowski, w latach 60. polski ambasador przy ONZ, a od 1972 do 1982 r. zastępca Austriaka Kurta Waldheima i Peruwiańczyka Javiera Péreza de Cuéllara.

Zgodnie z oenzetowską konstytucją, czyli Kartą Narodów Zjednoczonych, sekretarza generalnego mianuje Zgromadzenie Ogólne na wniosek Rady Bezpieczeństwa. Mimo że ONZ skupia już 192 państwa – ostatnio dołączyły Szwajcaria, Timor Wschodni i Czarnogóra – nadal najważniejsze decyzje zapadają w wąskim gronie dysponujących prawem weta stałych członków Rady Bezpieczeństwa, czyli Francji, Wielkiej Brytanii, USA, Rosji oraz Chin. Do Rady należy jeszcze dziesięciu członków niestałych, wybieranych na dwa lata według tzw. parytetu geograficznego: pięć miejsc obsadza Azja z Afryką, po dwa Ameryka Łacińska i Europa Zachodnia, a jedno bierze Europa Środkowa. Opinia członków niestałych nie ma jednak decydującego znaczenia. – To, co szumnie nazywa się wyborami sekretarza generalnego, to nic innego, jak desygnowanie przez wielką piątkę wspólnego faworyta – mówi pragnący zachować anonimowość dyplomata skandynawski.

Polityka 43.2006 (2577) z dnia 28.10.2006; Świat; s. 62
Reklama