Archiwum Polityki

Wolny człowiek

Rozmowa ze szwedzkim pisarzem Perem Olovem Enquistem

Aneta Kyzioł: – Pańska twórczość – zawsze oparta na faktach i rzetelnie udokumentowana – to wnikanie pod fasady, pod maski, jakie ludzie tworzą na użytek społeczeństwa, które jest z zasady konserwatywne i restrykcyjne. Tropi pan prawdę jak detektyw?

Per Olov Enquist: – Podoba mi się to porównanie do detektywa. Kiedy pisałem sztukę o Auguście Strindbergu, rozprawiałem się z wieloma mitami na jego temat, np. jego mizoginizmu. Zestawiłem potoczną wiedzę z tym, co o nim przeczytałem, z tym co on sam napisał. Powstał obraz niejednolity, niejednoznaczny, ale tym bardziej interesujący i bliższy prawdy. Podobny cel przyświecał mi, gdy pisałem o Hansie Christianie Andersenie, Selmie Lagerlöf czy ostatnio – Blanche Wittman i Marii Curie. Ale rozprawiałem się też z mitami politycznymi, jak choćby w „Legionistach”, powieści o wielkim skandalu politycznym z czasów drugiej wojny światowej.

Wyobraźmy sobie, że odkrywa pan jakąś wstydliwą albo przerażającą prawdę o postaci, o której zamierza pan napisać. Pisze pan?

Albo piszę całą prawdę, albo w ogóle nie podejmuję tematu.

Ile jest w pana utworach fikcji?

Weźmy „Wizytę królewskiego konsyliarza” – o lekarzu chorego psychicznie króla Danii, który przejmuje władzę, by przeprowadzić reformy w duchu oświeceniowym, co spotyka się z ostrą reakcją szlachty. Myślę, że czytałem wszystko, co napisano na temat tej postaci. Jednak między kolejnymi udokumentowanymi faktami pojawiają się luki i moja rola jako pisarza polega na tym, żeby te luki wypełnić, dokonać rekonstrukcji. Na przykład: scena stosunku seksualnego między konsyliarzem a królową. Nie było mnie tam z kamerą, ale powinienem wiedzieć nie tylko, że istotnie ten fakt miał miejsce (jego rezultatem było zarówno dziecko, jak i skazanie na śmierć bohatera), ale także, gdzie stało łóżko.

Polityka 43.2006 (2577) z dnia 28.10.2006; Kultura; s. 79
Reklama