Zdzisław Pietrasik: – Nie widać pana ostatnio, nie słychać.
Krzysztof Zanussi: – Wracam po dwóch miesiącach pracy we Włoszech.
Pojechał pan do Włoch zamiast na placówkę do Moskwy.
To była niesłychanie ponętna propozycja. Doceniłem jej wagę i wdzięk, ale zdałem też sobie sprawę, że ona – wbrew pozorom – nie poszerzy, a ograniczy moje działania wobec Rosji. Jako nieformalny ambasador mogę zrobić więcej – tłumaczyłem w mediach rosyjskich, gdzie pojawiam się dość często.
Częściej niż w polskich?
Nieporównanie częściej. Ale nie mówię tego z wielkim żalem.
O co Rosjanie pana pytają?
O wszystko, także o polską wrogość wobec Rosji.
I jak pan im tę wrogość tłumaczy?
Tłumaczę, że historycznie rzecz biorąc, my jako kraj, który był kiedyś regionalnym mocarstwem, przegraliśmy nasze wielusetletnie zmagania z Rosją. I to w nas zostawia resentyment, szczególnie że w ostatnich dwóch stuleciach rosyjska karta przebiła naszą. W tej sytuacji nie chcemy pamiętać, ile zła w przeszłości żeśmy wyrządzili Rosji, i że Napoleon i Hitler poszli drogą, którą przetarli Polacy.
Dla naszych uszu nie brzmi to najprzyjemniej.
Ale to prawda. Rosjanie mają pełne historyczne prawo obchodzić uroczyście rocznicę wypędzenia Polaków z Kremla, a my nie powinniśmy boczyć się z tego powodu. Ja się nie boczę. Dlatego, kiedy telewizja rosyjska pyta mnie, czy jako Polak cierpię z powodu ich święta narodowego, odpowiadam, że cierpieć mogą wyłącznie Francuzi – im dopiero musi być przykro, bo za Napoleona podbili Rosję, a święta się nie doczekali. To trzeba przemieniać w gorzki żart, bo nie ma innego języka, jakim można o tym rozmawiać.