Archiwum Polityki

Ukryta oferta ratowania stoczni

Stoczniowcy, których miejsca pracy uratować dziś może tylko prywatyzacja, zapewne nie wiedzą, że poważnego inwestora strategicznego wszystkie trzy zagrożone upadłością stocznie mogły mieć już od 2007 r., jeszcze za rządów PiS, LPR i Samoobrony.

Oficjalna oferta zakupu wszystkich trzech polskich stoczni pojawiła się 26 czerwca 2007 r. W imieniu inwestorów zainteresowanych produkcją i sprzedażą polskich statków, złożył ją na ręce ówczesnego ministra skarbu Wojciecha Jasińskiego holenderski Fortis Intertrust.

Obecnie o tak poważnym inwestorze stocznie mogłyby tylko pomarzyć. Wtedy jednak, jak wynika z dokumentów, kupującego zaczęto do transakcji zniechęcać, proponując, by starał się o każdą stocznię oddzielnie, w innym terminie i na innych warunkach.

Fortis najwyraźniej nie wiedział, że przed wyborami prezydenckimi Lech Kaczyński obiecał związkowcom z gdańskiej kolebki, że ich stocznia z żadną inną połączona nie będzie i dlatego rząd PiS odłączył ją od gdyńskiej. Dziś wiadomo, że w pojedynkę żadna ze stoczni nie ma szans na przetrwanie. Wkrótce potem Ministerstwo Skarbu, tak niechętne prywatyzacji, oddało kontrolę nad Stocznią Gdańską ukraińskiemu ISD Polska. Transakcję finalizowano już po przegranych przez PiS wyborach.

W tej sprawie na kilka ważnych pytań brakuje odpowiedzi. Dlaczego oferta Fortisu trzymana była w tajemnicy? Nie poinformowano o niej nawet państwowej Korporacji Polskie Stocznie, wtedy właściciela aż 90 proc. akcji stoczni szczecińskiej i mniejszych pakietów Gdyni i Gdańska. Jeszcze bardziej zdumiewa, że po przegranych wyborach minister Jasiński nie poinformował o sprawie swojego następcy z PO. – Dowiedziałem się o niej dopiero 14 sierpnia – zapewnia Aleksander Grad, obecny minister skarbu. – Szukając inwestorów dla stoczni, wysłaliśmy zapytanie także do Fortisu i to od niego dowiedzieliśmy się, że jego ofertę odrzucono, nie wyjaśniając nawet dlaczego.

Polityka 36.2008 (2670) z dnia 06.09.2008; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 6
Reklama