Archiwum Polityki

Zabicie księdza Wojtusia

Dawid M. był najwierniejszym ministrantem księdza Wojciecha T. Dlaczego zasztyletował swojego proboszcza?

Jest noc ze środy na czwartek, 20 sierpnia 2008 r. Wojciech Torchała, lat 46, odprawił wieczorną mszę. Wiadomo na pewno, że zjadł krokiety. Przyniosła je Barbara Majchrzak, gosposia. Kiedy umarł, o nic się gosposi nie rozchodziło, tylko czy zjadł kolację. Policjant uspokajał, że ksiądz nie umarł na głodno.

Kilka dni wcześniej Dawid M., najwierniejszy ministrant księdza Wojciecha, kupił w Częstochowie nóż myśliwski, ale nie wiadomo, co się stało z nożem. Podczas wizji lokalnej wskazał zagajnik w okolicach stawów, gdzie miał go wyrzucić. Może nóż znalazł przypadkowy grzybiarz?

Parafia pod wezwaniem Najświętszego Zbawiciela w Blachowni – Błaszczykach na skraju osiedla. Dalej nie ma już nic, tylko lasy, raj dla grzybiarzy. Gdy dwa dni po morderstwie, akurat w 18 urodziny Dawida M., policja zapukała do jego drzwi, był spokojny nad wyraz. Zabiłem z powodów osobistych, powiedział przytomnie. W domu pachniało ciastem.

To wszystko. Prokuratura Okręgowa w Częstochowie nie udziela informacji. Będą Dawida badać biegli psychiatrzy. Tajemnicę tej zbrodni każdy w okolicy odkrywa na własny rozum i użytek.

Za homoseksualizm?

Trzy tygodnie przed śmiercią ksiądz Wojciech T. przeczytał Barbarze Majchrzak testament. Gosposia lamentowała tym piskliwym tonem gospoś, że co ksiądz, że najpierw to ją musi pochować, bo ma już 72 lata. Prosiła, że w kazaniu ma porównać jej osobę do Marii i Marty, bo jedna dbała o porządek wokół Jezusa, a druga, żeby nie był głodny. Wtedy ksiądz tym niskim tonem kaznodziei miał opowiedzieć, jak w pewnej parafii umarł proboszcz, a zanim przyjechali z kurii, wszystko było rozkradzione. Więc swój testament zawiózł do kurii zawczasu.

Odczytano go nad trumną księdza Wojciecha.

Polityka 36.2008 (2670) z dnia 06.09.2008; Kraj; s. 29
Reklama