Joanna Cieśla: – Przez Polskę przetaczają się burzliwe dyskusje na temat najnowszej historii; na przykład ta związana z próbą rewizji roli Lecha Wałęsy w PRL i III RP. Czy to znaczy, że w pamięci zbiorowej polskiego społeczeństwa dokonują się jakieś istotne zmiany?
Tadeusz Kwiatkowski: – Na pewno te dyskusje są kolejnym przykładem wykorzystania sporów o przeszłość w teraźniejszej walce politycznej. Pokazują też, jak trudno rozmawia się Polakom o tym, co było złe w przeszłości. Gdy od publicznych dyskusji przejdziemy do potocznej pamięci zbiorowej, czyli do tego, co o przeszłości myślą zwyczajni ludzie, zobaczymy, że ledwie co trzeci Polak, zwykle o relatywnie wysokim poziomie wykształcenia i zainteresowań historycznych, potrafi wymienić jakiegoś negatywnego bohatera czy przynoszące wstyd zdarzenie z naszej przeszłości. A pozytywne postaci i fakty umie wskazać około 80 proc. Jak gdyby większość z nas nie dopuszczała myśli, że w ludziach, a więc i w nas, Polakach, jest i dobro, i zło. Kolejne, co rzuca się w oczy, to trudność w wyrażaniu i ocenie złożoności polskich losów. Nasza pamięć zbiorowa lubi jednoznaczność, czerń i biel. Trudno radzi sobie z prawdziwymi losami ludzi.
Czy można w ogóle mówić o jakiejś wspólnocie pamięci zbiorowej społeczeństwa polskiego, jeśli chodzi o ostatnie kilkadziesiąt i kilkanaście lat?
Tak, oczywiście. Jeśli mówimy o narodowych dziejach, to znajdujemy pewną liczbę postaci i wydarzeń, które stały się symbolami jednoczącymi Polaków. Niektóre, na przykład Jan Paweł II czy obalenie komunizmu w 1989 r., to czasy niedawne, ale większość pochodzi z odleglejszej przeszłości. Skądinąd historyk patrząc na ten nasz kanon narodowych bohaterów pewnie trochę się uśmiechnie i trochę zamyśli. Bo jest w nim Litwin – Władysław Jagiełło, Mikołaj Kopernik – o ewidentnie niemieckich korzeniach, jest Maria Curie-Skłodowska – Polka, ale polska uczona na takiej mniej więcej zasadzie, jak Podolski jest polskim piłkarzem.