Archiwum Polityki

Śmierć nie musi kończyć życia

Rozmowa z reżyserem Marcinem Koszałką o lęku, śmierci i o marketingu

Krystyna Lubelska: – Ile ma pan lat?

Marcin Koszałka: – Trzydzieści sześć.

Jest pan młody, zdrowy, pełen energii. Dlaczego tak dużo czasu i myśli poświęca pan śmierci i umieraniu. Ostatnio skończył pan film „Śmierć z ludzką twarzą”, którego tematem jest krematorium w Ostrawie. Jednocześnie od wielu miesięcy realizuje pan dokument „Istnienie”, którego bohaterem jest 83-letni aktor Jerzy Nowak. Po śmierci chce on przekazać swoje ciało na cele medyczne. Dlaczego tak bardzo obchodzi pana odchodzenie?

Główny powód stanowi chyba mój własny neurotyczny lęk przed śmiercią. Jestem hipochondrykiem, ciągle się boję, że coś mi dolega, że jestem poważnie chory. Moja mama, którą sportretowałem w filmie „Takiego pięknego syna urodziłam”, zawsze mi mówiła, że źle żyję, nie dbam o siebie, nie powinienem igrać z własnym zdrowiem, stąd się pewnie bierze mój strach. Jeszcze z dzieciństwa. Moja mama też jest hipochondryczką, ciągle mówiła, że ma raka, a potem kolejnego i następnego.

A nie pomyślał pan, że mama też się boi?

Na pewno. Jednak myśląc stale o lęku przed śmiercią nie można żyć. Kruchość własnego losu jest dołująca dla każdego. Może więc dlatego w naszej cywilizacji odepchnęliśmy ten problem, nie chcemy dostrzegać śmierci, wolimy ją omijać. Zamykamy oczy na jej widok. Industrialne społeczeństwa opakowane reklamami, zwariowane na punkcie dobrego wyglądu, ze śmierci uczyniły towar niechodliwy.

Ale i sterylny, to dobrze widać w pańskim filmie o krematorium. Czysta, schludna, kosmiczna bryła, a w niej elegancko ułożone trumny.

A przedtem jest supertechnologia, która podtrzymuje życie. Kiedy kilka miesięcy umierał mój ojciec, leżał na oddziale intensywnej terapii, oddychał za niego aparat.

Polityka 44.2006 (2578) z dnia 04.11.2006; Społeczeństwo; s. 88
Reklama