Archiwum Polityki

Ej, Niemiec, masz splata

Godzina „W” rozpoczyna się z wyprzedzeniem, 30 lipca. Ale jednocześnie z opóźnieniem, bo miała być o dziesiątej, a startuje o jedenastej. Mówią, że lato jest gorące. Jak w czterdziestym czwartym. Lepiej więc zacząć przed południem. I tak walki potrwają kilka godzin.

Stara parowozownia na Pradze przy Dworcu Wileńskim jest stałym miejscem spotkań grających w paintball – taktyczno-militarną grę, w której strzela się kulkami wypełnionymi żelatyną spożywczą. Tym razem nie jest to jednak rutynowa potyczka jak co tydzień. I gracze zjechali się z całej Polski. Wśród rejestracji samochodowych widać Łódź, Lublin, Rzeszów. W bagażnikach chrupki i woda mineralna. Nikt tym razem nie obnosi się z alkoholem. Już kilka dni przed powstańczą bitwą na internetowych forach paintballowców pojawiły się wpisy w tej sprawie. Pisał Pretor: „Ja proszę aby było zero... powtarzam zero alkoholu... nawet browca. Najgorsze co może być to fota jakiegoś gracza z browcem w łapie na tle muru ze znakiem Polski Walczącej”.

Powstanie Warszawskie to nie Stalingrad ani nie Okinawa – poprzednie rekonstrukcje walk z czasów drugiej wojny rozgrywane przez polskich fanatyków paintballa. Godzina „W” to sprawa dla wielu osobista. – Dziadek jednego z organizatorów walczył w powstaniu. Jest to nasz rodzaj hołdu dla powstańców i przypomnienie wydarzeń historycznych. Bo prawie nikt nie wie, że powstanie wybuchło też po tej stronie Wisły, choć trwało raptem kilkanaście godzin – mówi Leśny Władek, w cywilu – analityk finansowy. Paintballowy pseudonim dobrze pasuje do realiów powstańczych. Ale Leśny Władek będzie walczył po niemieckiej stronie barykady, bo ktoś tu przecież być musi. – Dzisiaj nikt nie chciał być Niemcem.

Tramwajem jadę na wojnę (...) z pierwszosierpniowym potem na skroni, z zimnem lufy visa w nogawce spodni

Powstanie na Pradze rzeczywiście wybuchło. Garstka powstańców z okolic ulic Brzeskiej i Ząbkowskiej nie miała żadnych szans. Stężenie wojsk hitlerowskich i jeden pociąg pancerny załatwiły sprawę.

Polityka 31.2006 (2565) z dnia 05.08.2006; Społeczeństwo; s. 88
Reklama