Archiwum Polityki

Jeden dzień orła

Rozmowa z Antonio di Pietro, bohaterem akcji Czyste Ręce

W Polsce bez końca, ale i bez efektów dyskutuje się o tym, jak zwalczać korupcję. Ruszyła właśnie kampania billboardowa. Pan uchodzi za fachowca od tropienia łapów-karzy, i to tych ze społecznego świecznika. Czy to prawda, że najłatwiejsza jest korupcja przy zamówieniach publicznych, kiedy władze zamawiają budowę szkoły lub szpitala?

Nie. Korupcja w swojej najprostszej postaci to taka, którą nazywam fizjologiczną i występuje wszędzie, nawet wśród zwierząt. Zawsze znajdzie się zwierzątko, które zamiast zapolować samemu podkrada zdobycz innym. A więc pozyskuje coś, co do niego nie należy; coś, co nie jest owocem jego wysiłków. To się może zdarzyć kontrolerowi podatków czy komuś w ratuszu, kto ma wydać pozwolenie na budowę. Nie przejmowałbym się za bardzo tego typu korupcją – nie dlatego, że jest nieistotna, ale dlatego, że jestem przekonany, że w tym przypadku zupełnie wystarczy porządna praca sądów i policji.

Najgroźniejsza jest korupcja zagrażająca samej demokracji, korupcja instytucjonalna – kiedy posłowie, owi wybrańcy ludu, dostają się do parlamentu nie dlatego, że zdobyli przychylność wyborców, ale dlatego, że udało im się pozyskać środki, dzięki którym kupili sobie głosy. Korupcja instytucjonalna umożliwia uchwalanie prawa, które stawia pewne grupy nacisku w uprzywilejowanej pozycji, ze szkodą dla społeczności. Taka korupcja narzuca swoich własnych funkcjonariuszy i wprowadza ich do systemu aż do szczebla rządu. Taka korupcja kieruje przetargi, inwestycje – czyli wydatki publiczne – na określone tory, w zależności od tego, kim jest przedsiębiorca, który ma otrzymać zamówienie. Wiadomo bowiem, że zwycięzca w przyszłości przekaże decydentowi pieniądze, które będą mu potrzebne, aby uprawiać politykę.

Chodzi więc panu o związek przestępczy przedsiębiorców ze światem politycznym?

Polityka 29.2000 (2254) z dnia 15.07.2000; Świat; s. 36
Reklama