Jerzy Szczepankowski przyjechał do Władysławowa trzydzieści osiem lat temu. Na chwilę, na rok – myślał – do momentu, gdy odbierze mieszkanie w Trójmieście. Dziś fabryka konserw rybnych Szczepankowskiego zatrudnia dwustu pracowników. Latem konserw robi się mniej i wtedy przedsiębiorca ma więcej czasu na Aleję Gwiazd. – Zaczęło się od tego, że burmistrz przyjechał do mojej firmy, jak się to mówiło, z gospodarską wizytą. I mówił, że taka aleja by się miastu przydała. Potem w Alpach mój syn rozmawiał ze spotkanym tam człowiekiem. Na koniec rozmówca przedstawił się: Jestem Wojciech Fibak. Syn wraca i pyta: Tato, kto to jest ten Fibak? A później była jeszcze ankieta „Polityki” na najlepszego sportowca XX w.
I wtedy pan Jerzy kolejny raz pomyślał o Alei. Bo gdyby miała powstać, to gdzie, jak nie we Władku?
Władysławowo i tutejszy wiatr od morza rozsławił już w dwudziestoleciu międzywojennym Stefan Żeromski. Ale drugie życie typowej nad Bałtykiem osady rybackiej zaczęło się w 1952 r. i, faktycznie, zrosło się ze sportem. Jak wspomina nestor polskich komentatorów sportowych Jerzy Gebert, legendarny trener boksu Feliks Stamm zjeździł wtedy na motocyklu całe Wybrzeże. Papa – jak go nazywano – szukał miejsca dla swoich pięściarzy. Padło na dzielnicę Władysławowa – Cetniewo.
Stworzonym tu Ośrodkiem Przygotowań Olimpijskich zawsze rządził ktoś przysłany z Warszawy. W świecie ludzi sportu panowała opinia, że szefowanie w Cetniewie to jedna z lepszych synekur, jakie mogą trafić się w tym kraju. Apartament nad samym morzem za darmo, wyżywienie, garnitury, służbowe Alfa Romeo z kierowcą i pensja z państwowej kasy. Dyrektor, jak mówią w kawiarni Cetniewa, nawet własnych wykałaczek mieć nie musi. Utarło się więc, że Cetniewo chce być od Władka osobno.