Tak długo prosiliśmy o datę poszerzenia Unii Europejskiej, że w końcu Unia ją podała. Ale dokumenty formułują politycy, a politycy są ostrożni: Jeśli postępy w drodze do spełnienia kryteriów członkowskich będą odpowiednie, to kraje, które będą do tego gotowe, powinny sfinalizować negocjacje do końca 2002 r. Słowa „postępy”, „kryteria”, „gotowi” okażą się w tej dyplomatycznej obietnicy dużo ważniejsze niż data 2002.
Mądrzy ludzie mówią, że 90 proc. całej materii członkostwa negocjuje się w Warszawie, a co najwyżej 10 proc. w Brukseli. A negocjacje – jak Polak z Polakiem – są najtrudniejsze. Czy zgodzimy się na warunki, które stawia Unia? I czy zdążymy się ze sobą uporać do 2002 r.? Świetnie mieć podaną jakąś datę, ale od tego robi się niewiele lżej.