Kosmologia odniosła w minionym ćwierćwieczu olbrzymie sukcesy. Wprawdzie nadal nie wiemy, skąd wziął się Wszechświat, ale jesteśmy pewni, że miał początek i że obecnie liczy sobie kilkanaście miliardów lat. Potrafimy opisać pierwsze sekundy jego istnienia, wytłumaczyć, jak powstały pierwiastki chemiczne i wyjaśnić, dlaczego występują w takich a nie innych proporcjach. Za pomocą komputerów możemy prześledzić, jak z pierwotnie jednorodnej materii uformowały się obserwowane dziś przez nas obiekty kosmiczne.
Wszystko to jednak nie wystarcza, by spocząć na laurach. Wielkie zdobycze kosmologii przyszło okupić wątpliwościami i nowymi pytaniami. Badając Wszechświat stopniowo nabraliśmy przekonania, że dostrzegamy tylko drobną część jego zawartości. Pierwsze niepokojące sygnały pochodziły od obserwatorów odległych gromad galaktyk. Okazało się, że większości tworzywa, z którego zbudowane są te olbrzymie obiekty (ich rozmiary sięgają kilkunastu milionów lat świetlnych), po prostu nie widzimy! Między gwiazdami w galaktykach i w kosmicznej przestrzeni międzygalaktycznej jest rozsiana niezwykła materia, która o swoim istnieniu daje znać jedynie pośrednio – poprzez przyciąganie grawitacyjne. Astronomowie mówią o niej „ciemna”, ale jest to bardzo mylące. Ona nie jest ciemna: jest po prostu niewidzialna. Nie tylko nie widzą jej nasze oczy. Niemal w ogóle nie „wyczuwają” jej nasze protony, neutrony i elektrony, dlatego nie udało się jej jeszcze zaobserwować w żadnym ze zbudowanych specjalnie w tym celu laboratoriów. Precyzja obserwacji zwiększa się jednak nieustannie i być może już niedługo usłyszymy o pierwszej detekcji tego widmowego składnika Wszechświata.
Problem zawartości Wszechświata jest badany nie tylko w obserwatoriach astronomicznych i specjalistycznych laboratoriach nastawionych na wykrywanie ciemnej materii.