Na początku była katastrofa. Na Pacyfiku jeden po drugim eksplodowały podwodne wulkany. Marinduque wynurzyła się z oceanu niemal z dnia na dzień. Nie była ani najmniejszą, ani największą wśród pozostałych siedmiu tysięcy wysp archipelagu. Kiedy tylko ostygła i porosła tropikalnym lasem, na szczycie Pulang Lupa stanął człowiek. Przypłynął na łodzi z północy. Wyglądał mniej więcej tak samo jak Romeo Rebilla z osady Poctoy. Śniady, średniego wzrostu, włosy brązowe, lekko falowane. Różnił się od niego jedynie tym, że nie nosił wąsów i błękitnych klapek.
Romeo budzi się o świcie, przed szóstą. Kiedy jeszcze się przeciąga, Julia przygotowuje śniadanie, małe rybki z zatoki Calanacan i ryż. Romeo zakłada białą koszulę, do kieszeni wsuwa listę zakupów. Objedzie dzisiaj cały swój świat, trzydzieści mil na dwadzieścia. Wyruszy na zachód, żeby wczesnym wieczorem wrócić ze wschodu. Romeo i Julia nie będą się całować na pożegnanie. Jednak wieczorem ona będzie czekała, jak zwykle, w drzwiach.
Romeo spotyka Longinusa
Pojazdy na Filipinach noszą własne imiona. Na zakręcie drogi Romeo Rebilla mija się z Przeznaczeniem. Jeszcze przez dobre pół kilometra wdycha spaliny furgonetki. Na wyspie szosa jest tylko jedna, ciągnie się wzdłuż wybrzeża, ruch raczej niewielki. Ziemia żyzna, ale skalista, żyć trudno.
Czas na przystaniach płynie leniwie aż do dnia, kiedy raz do roku na wyspie staje Longinus, były rzymski legionista. Pod krzyżem kropla krwi Jezusa padła na jego chore oko. W cudowny sposób odzyskał wzrok, rzucił zawód i podążył za Słowem. Mężczyźni w strojach rzymskich legionistów krążą po Marinduque w jego poszukiwaniu. Trzykrotnie go odnajdują, Longinus dwukrotnie ucieka, ostatecznie zostaje ścięty. Zanim to nastąpi, przeciążone promy z turystami będą przybijać na wyspę.