Archiwum Polityki

Pierze pod pancerzem

Rozmowa z hiszpańską aktorką Penelope Cruz, grającą główną rolę w filmie „Volver” Pedro Almodovara

Janusz Wróblewski: – „Volver” to powrót Almodovara do czasów jego dzieciństwa, do kobiet, wśród których dorastał, do rodzinnej La Manchy i do komedii (po bardzo poważnym „Złym wychowaniu”). A dla pani?

Penelope Cruz:– Przede wszystkim do języka, bo nie mam zbyt wielu okazji do mówienia po hiszpańsku w Hollywood. Ale też do kraju, do przyjaciół, rodziny. No i do Pedra, z którym po raz trzeci spotkałam się na planie. Od naszego ostatniego filmu „Wszystko o mojej matce” minęło pięć lat, dla mnie to całe wieki. Przyjaźnimy się, jego obecność była dla mnie bezcenna, trudno mi się obyć na co dzień bez jego przenikliwej inteligencji. Wszystko, co robię, porównuję z tym, co nakręciliśmy razem.

W „Volver” gra pani zaharowaną gospodynię domową, która ma na utrzymaniu męża pijaka i dorastającą córkę. Podobno ta rola została napisana z myślą o pani?

Początkowo miałam grać córkę bohaterki. Kiedy Pedro uświadomił sobie, że jestem już za stara, żeby grać nastolatkę, zmienił scenariusz i specjalnie dla mnie rozbudował postać Raimundy – kury domowej prącej do przodu jak czołg, która wewnątrz czuje się bardzo kruchą i bezbronną dziewczynką. Z jego strony to była odważna i zaskakująca decyzja, bo dokonał jej wbrew tradycji. W hiszpańskim kinie takie postaci grywają zazwyczaj małe i grube aktorki.

I dlatego musiała pani trochę poprawić swój wygląd?

Reżyser kazał ucharakteryzować mnie na włoskie matrony w stylu Sophii Loren, Anny Magnani i Claudii Cardinale, które w okresie neorealizmu grywały tego typu mocne i jednocześnie rozbrajająco wrażliwe matki samotnie wychowujące dzieci. W ten sposób chciał wykreować typ uniwersalnej, ponadczasowej kobiecości, która tak bardzo go fascynuje.

Polityka 38.2006 (2572) z dnia 23.09.2006; Kultura; s. 74
Reklama