To łatwizna śmiać się z wyborów w stylu latynoskich telenowel. W końcu to w Polsce zawrotną karierę zrobił w początku lat 90. szaman z teczką Stan Tymiński. Niewiele brakowało, by powtórzył w środku Europy latynoski sukces wolnorynkowego populisty Fujimoriego. Przerażeni katastrofą gospodarczą, jaką w latach 80. zafundował Peru idol lewicy Alan Garcia, wyborcy zagłosowali z entuzjazmem na Fujimoriego.
Po dekadzie jego rządów kraj znów wpadł w korkociąg. Gospodarka, owszem, stanęła na nogi, a lewaccy partyzanci zostali rozgromieni, ale za cenę wszechobecnej korupcji i zamordyzmu. Fujimori uciekł do ojczyzny przodków, Japonii, jego prawa ręka, szef tajnych służb Vladimiro Montesinos, przepadł bez śladu. Zostały po nim vladivideos – kasety rejestrujące kupowanie lojalności polityków, parlamentarzystów, wojskowych.
Te kasety szły na okrągło w telewizji podczas kampanii wyborczej poprzedzającej dogrywkę między Alejandro Toledo, od ubiegłego roku typowanego powszechnie na nowego prezydenta Peru, a Alanem Garcią – tym samym, który w 1990 r. zdawał się całkowitym bankrutem politycznym i też salwował się ucieczką za granicę, gdy Fujimori wysłał po niego agentów z nakazem aresztowania pod zarzutem finansowych przekrętów.
Comeback Garcii był sensacją, spędzającą sen z powiek nie tylko sztabowi wyborczemu Toledo, ale także biznesowi i zwykłym, czyli najbiedniejszym obywatelom. Nie wszyscy bowiem wyborcy mieli aż tak krótką pamięć, by zapomnieć z kretesem o szalejącej inflacji (ponad 7000 proc.!), kolejkach po chleb i mleko, krwawej wojnie domowej rozpętanej przez maoistowską partyzantkę i panicznej ucieczce kapitału pod koniec rządów Garcii.
Garcia, wstępnie oczyszczony z korupcyjnych zarzutów, wrócił we wcieleniu latynoskiego socjaldemokraty, ot, taki peruwiański Kennedy.